wtorek, 11 lutego 2014

who will fight.

jednak się rozpłakałam, a tak bardzo walczyłam, żeby tego nie zrobić. bo to nawet nie jest płacz, po prostu co chwilę, systematycznie spływa mi po policzku kolejna łza.
chyba znowu ucieknę w stare sposoby odbudowywania własnej psychiki.

louise usiadła wyjątkowo koło mnie, a nie w drugim końcu pokoju. podwinęła nogi i kiwa głową z aprobatą.
- pomożesz mi?
- wiesz, że tak.
- jesteś pewna, że to dobry pomysł?
- dawno nie miałaś lepszego.
- pierdolisz strasznie. wiem, że jest maksymalnie chujowy i zniszczę się w ten sposób do końca. czemu pozwalasz mi to robić? kurwa, ufam ci, a ty tak po prostu pozwalasz mi się doprowadzić do kompletnego chaosu i amoku? 
- przecież tego chcesz.
- och, spierdalaj.
- i tak zrobisz swoje, nie mam na to wpływu.
- właśnie, że masz.
- to powiedz mu prawdę.
- pierdol się, zrobiłaś się straszną suką ostatnio.
- uczę się od najlepszych. idź spać, od jutra zapierdalasz.
- wiem skarbie. czemu siedzisz koło mnie?
- nie twoja sprawa, mam swoje powody.
- nie chcę ci już ufać tak bezgranicznie, jak kiedyś. to, co było wtedy, może wrócić.
- przecież tego chcesz, więc czego marudzisz - przewraca oczami i wyciąga rękę w moją stronę. pierwszy raz w życiu mnie dotknęła. przyjechała, jakby od niechcenia, po moim ramieniu. jej palce były zimne jak lód i nadspodziewanie szorstkie.
to się kurwa bardzo, bardzo źle skończy, ale chyba znowu odzyskuję pełną kontrolę nad swoim życiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

archiwum.