poniedziałek, 19 sierpnia 2013

rise.

zrobiłam sobie kakao i wspominam sprawy, których nie powinnam rozpamiętywać.
na przykład smak dni, gdy totalnie bezmyślnie ładowałam kolejną porcję jakiegoś syfu do żył.
albo sposób w jaki Twoje palce przesuwały się wzdłuż mojego kręgosłupa.
wolałabym nie pamiętać ani jednego, ani drugiego.

cholernie Cię potrzebuję i doskonale zdaję sobie z tego sprawę. udaję, że jest inaczej, uciekam spojrzeniem od tego, ale jesteś integralną częścią mojego szczęścia i nie jestem pewna czy to wszystko by jakkolwiek funkcjonowało bez Ciebie. za cholerę nie chcę sprawdzać, za bardzo się boję.

co będzie dalej?
to samo i znów będziemy udawać, że to nic nie znaczy? że spotykamy się w tym samym miejscu, w tej samej pieprzonej sytuacji po raz setny i to przecież kompletnie nic nie zmienia?
bo dla mnie zmienia wszystko idioto, ogarnij to wreszcie.

czwartek, 15 sierpnia 2013

welcome to the new age.

wypełnia mnie jakieś nowe, nieznane uczucie, czuję to w kościach. to uczucie prawdopodobnie rozwali wszystko, co dotychczas stworzyłam, ale nie boję się tego. mam przeczucie, że to będzie coś dobrego, co pozwoli mi głębiej oddychać. być może obserwuję właśnie narodziny kolejnego alterego. to byłoby ciekawe. czekam z niecierpliwością, aż to coś zacznie się formować w jakieś względnie rozpoznawalne kształty. wydaje mi się, że już je widzę kątem oka, że już słyszę ich szepty w uchu. ciche dźwięki, które na razie nie mają żadnego znaczenia, oprócz budowania świadomości, że nowe idzie. cokolwiek to jest będę musiała się dopasować, to jest silniejsze od wszystkiego, co do teraz przeżyłam. to coś ponad wszelkie siły natury, to pochodzi ode mnie, rodzi się w moim umyśle i już doskonale wie, że nim zawładnie. louise też to czuje, widzę niepokój w jej wzroku i ruchach; co chwilę zerka nerwowo za mnie, jakby próbowała zdefiniować tworzące się tam kształty. wiem, że się ich boi i uważa, że ja powinnam robić to samo.
nie boję się. czekam ze spokojem, to coś więcej niż kolejny przełom - nadchodzi nowa era, era w której wszystko będzie inne niż dotychczas. coś wplątuje swoje nitki w moje włosy, widzę, jak błyszczą w świetle latarni i gwiazd. już czas, nowe idzie.

no title pt. LVIII

jest coś magicznego w gwiazdach, pisałam o tym setki razy.
niebo w mieście to nic, wiedziałam o tym od dawna, ale takiego prawdziwego nieba nie widziałam od czterech albo i pięciu lat. spędzenie dłuższego czasu na wgapianie się w nie było czymś więcej niż zwykłym przeżyciem - było swoistego rodzaju odrodzeniem i kolejnym przypomnieniem tego, co ważne. oczywiście przypomniałam sobie o wiele więcej, niż zamierzałam i chyba ciut więcej, niż chciałam. teraz pomieszało mi się wszystko. przypomniałam sobie o jednym uczuciu za dużo i teraz powoli, systematycznie się w nim topię. dałam zmysłom oszaleć, teraz już tylko wdycham nocne, miejskie powietrze. czekam, choć sama nie wiem na co. może na odpowiedź. może na moment spokoju. może na moment, gdy wszystko eksploduje.
trzymasz moje serce na sznurku, czasami ciągniesz je za mocno i przysuwasz za blisko siebie. nie wiem czy warto.

niedziela, 11 sierpnia 2013

no title pt. LVII

wpis dedykowany pewnemu Karolowi, który odgrywa sporą rolę w moim życiu, choć pewnie o tym nie wie (a w tym momencie pewnie się dowiaduje).
historia krótka, nieco romantyczna i niezmiernie dla mnie ważna.

pisanie listów jest czymś niesamowitym i niestety zapomnianym. to pewien rytuał wstępu, rozwinięcia i zakończenia, upstrzony w przenośnie i ciche westchnienia, które padają podczas pisania. ogółem super sprawa, ale mamy XXI wiek i listy umierają. Tobie udało się je połowiczne wskrzesić. nie chcę pisać do Ciebie maili, chcę pisać długie listy, a z każdym napisanym listem pragnę Cię dotknąć i poczuć Twój wzrok na sobie, pragnę oszaleć i pisać jeszcze więcej.
jest ciepła sierpniowa noc, a ja czuję, że mogłabym siedzieć, patrzeć Ci w oczy i słuchać każdej historii, którą zechciałbyś opowiedzieć, ale mam tylko dwadzieścia lat i ledwo zaczęłam żyć, więc słuchanie czeka, a teraz najważniejsza rzecz: ja też czekam Karolu, czekam na moment, gdy będę mogła się położyć, zamknąć oczy i chłonąć Twoją historię, ot tak, jak małe dziecko pochłania każdą legendę i przypowieść. czekam cierpliwie, bo nauczyłeś mnie wielu rzeczy i chciałabym się odpłacić. chociażby słuchając, bo przecież każdy moment powieści jest bezcenny i czyni ją niepowtarzalną; a na razie, jak to w liście, całuję i ściskam.

sobota, 10 sierpnia 2013

it is in us.

a tam, w górze, było sobie niebo, całe upstrzone gwiazdami; kładliśmy się na plecach i gapili na nie, dziwiąc się, czy ktoś je stworzył, czy też są tam przypadkiem.
- mark twain


dzieje się ze mną coś dziwnego; chyba żyję.
czuję każdy pojedynczy oddech, każde tchnienie wiatru
. deszcz znowu ma ten charakterystyczny zapach, a ja bawię się słowem i uczuciami.
robię drobne rzeczy, które dają mi wolność i szczęście. drobne motywy w życiu, które czynią je pięknym. czytam książkę nad miejskim stawem delektując się bijącym od słońca skwarem, patrzę na gwiazdy siedząc w środku nocy w parku, spaceruję po mieście uśmiechając się do ludzi, dużo jeżdżę autobusami.

rozpadało się na dobre, jest środek nocy, idealnie, czas na spacer na bosaka, czas pobiegać i potańczyć w deszczu.

środa, 7 sierpnia 2013

no title pt. LVI

zapewne będziesz mi to wypominać do końca świata, ale to tylko zabawa, nieprawdaż?
więc zgaduj: jak często o Tobie myślę? znam na pamięć Twój numer telefonu? często śnisz mi się po nocach? ile razy wyobrażałam sobie nas jako parę? ile z tego, co mówię o moich uczuciach do Ciebie jest prawdą, a ile kłamstwem? ile razy dziennie zagryzam wargi, gdy przez myśl przechodzi mi Twoje imię? opowiadam o Tobie moim przyjaciółkom? patrzę na Ciebie jak na przyjaciela czy jak na mężczyznę? jestem w Tobie zakochana czy nie?

jak myślisz Bartek?
bawię się teraz z Tobą czy piszę prawdę?

wtorek, 6 sierpnia 2013

sometimes i think you were right.

upał wydaje się mi nie przeszkadzać. wdycham ciężkie, nagrzane od betonu i słońca powietrze. lubię jego zapach, kojarzy mi się z milionem marzeń, które miałam jeszcze parę lat temu. właściwie to nie ma powodu, żebym nie miała ich również teraz.
patrzę ze spokojem na to, jak zmieniały się moje plany na przestrzeni lat, jak formowały się wartości, jak odpuszczałam sobie niektóre rzeczy, bo wydawały się być za trudne czy też zbyt pracochłonne. teraz jest inaczej. teraz odpuszczam, bo wszystko jest takie łatwe, banalne i na wyciągnięcie ręki. nie lubię, jak jest łatwo, wolę sobie wszystko utrudniać, wtedy duma ze zwycięstwa jest największa.

ułamek sekundy, jedno postanowienie, miliony planów. nie będę więcej czekać, życie jest teraz i nadal potrafię nim perfekcyjne manipulować. wczoraj wieczorem usłyszałam, że sprawiam wrażenie wyrachowanej; uśmiechnęłam się. poczułam się znowu silna, nieziemsko silna. mogę mieć wszystko, czego tylko zapragnę, a na ten moment chcę posprzątać pokój, aby mieć warunki do stworzenia czegoś, o czym niegdyś marzyłam. ja i nienarodzone dzieło mojego życia.

piękny dzień dzisiaj mamy, co nie louise?

sobota, 3 sierpnia 2013

summer's here and the time is right.

poszłam o dwudziestej drugiej na spacer do parku. w zasadzie miałam tylko zejść na dół na papierosa, ale było piękne, bezchmurne niebo, a w parku nie ma świateł i piękniej widać gwiazdy.
siedziałam trochę na ławce paląc papierosy, delektowałam się chwilą, nuciłam cicho piosenkę, na punkcie której mam ostatnio obsesję. jeszcze wcześniej też byłam na spacerze, lekko przed zachodem słońca. szłam przez park, gadałam przez telefon i śmiałam się z tego, jak bardzo szczęśliwa jestem.
dużo się śmieję ostatnio, a dziś zarywam noc tak kompletnie - zrobiłam dzbanek kawy z mlekiem, którą powoli sobie sączę. przeżyję dzisiaj wszystko: od piękna ciemnej nocy, przez rozmowy z gwiazdami, kolejny cichy zachwyt świtem, potem pójdę biegać i będzie tak, jak kiedyś, a nawet lepiej.
mam ładne plany na dziś, oj ładne.

piątek, 2 sierpnia 2013

from way up there.

zdecydowanie odzyskałam coś, co straciłam dawno temu.
może nie mogę jeszcze mówić tutaj o niewinności, ale kształtuje się coś na jej podobieństwo.
może to kwestia lata i odpowiedniej muzyki w słuchawkach.
może to kwestia tych motyli w brzuchu, które pojawiają się co chwila i powodują uśmiech.
może to kwestia zatopienia się znów w świat książek, zakupienia ulubionych długopisów i zapisywania każdej możliwej chwili w pamiętniku.
może po prostu tak wygląda życie.

zaskakuje mnie fakt, że nawet pewne niepowodzenia przyjmuję ze spokojem. czuję się tak nieziemsko silna, jakby nic nie było w stanie mnie złamać... ale przecież kiedyś czułam się tak cały czas. chyba znowu mam szesnaście lat. trzeźwość jest jednak fajna, żadna substancja nie daje mi tej euforii, którą czuję jadąc autobusem przez miasto. nie przeszkadzają mi nawet te upały, mam wrażenie, że słońce eksplodowało razem ze mną. ciało lekko drży, firanki pulsują w rytmie lekkich powiewów wiatru.
piękno tych chwil mnie zachwyca, często odbiera mi oddech. tysiące oddechów, bo dostrzegam teraz każdy szczegół świata, który może dać mi nieco radości. małe, pozytywne kawałki rzeczywistości tworzą mi piękny obraz otoczenia i pozwalają się w nim zatracić. oby tak dalej, myślę, że za niedługo uda mi się odnaleźć ten brakujący kawałek duszy, którego nieobecność spowodowała cały ten bałagan.

nie egzystuję.
nie istnieję.
żyję, naprawdę żyję.

forget art, let's kiss.

może to mania, ale nadal jestem szczęśliwa.
parę godzin z przyjaciółką i plotki... takie normalne plotki. obgadywanie znajomych, zachwyty nad facetami i siedzenie na krawężniku pod centrum handlowym.
mam dwadzieścia lat i chyba nigdy nie byłam szczęśliwsza.
czekam jeszcze tylko na jeden moment, czekam jeszcze tylko na rozwiązanie jednej sprawy i nic już mnie nie zniszczy. w zasadzie to czekam na Ciebie, tylko wykonaj jeden cholerny ruch w moją stronę, żeby już nic nie zaburzało mojego szczęścia. pocałuj mnie w końcu, żebym mogła odłożyć samotność na półkę. chodź, bądźmy bogaci, kupimy naszym rodzicom domy na południu francji, bądźmy bogaci, kupimy wszystkim ładne swetry i nauczymy ich tańczyć, bądźmy bogaci i zbudujmy dom na wzgórzu, przy którym ludzie będą wyglądać jak mrówki, zróbmy tak, Ty i ja, Ty i ja.

pełnia szczęścia. nawet nie macie pojęcia jak to jest być szczęśliwym po dwóch latach mniejszej lub większej depresji.

archiwum.