wtorek, 27 listopada 2012

it goes on and on and on again.

to się nigdy nie skończy, jestem na to za słaba.

prawdopodobnie nadszedł ten czas, gdy droga prowadzi tylko i wyłącznie w dół. gdyby jeszcze miała jakiś koniec, to by było dobrze, ale nie, gdzie tam.

powolne schodzenie po schodkach, stopień po stopniu, za każdym razem wydaje się, że następnego już nie ma, że niżej się przecież nie da. złudne nadzieje, oczywiście, że jest kolejny schodek, jeszcze gorszy od poprzedniego, bardziej chybotliwy, bardziej spróchniały i sprawiający, że chce się z niego uciec. oczywiście w dół, bo w górę to za duży wysiłek. w górę mogą iść tylko najsilniejsi, a chyba się do nich nie zaliczam. może dolcze się zalicza, ale nie wiem, czy jestem w stanie ją okiełznać, więc na wszelki wypadek nie dopuszczam jej do głosu. wydaje mi się, że robię słusznie, ale wszystko wskazuje na to, że chyba muszę polegać na starej sobie, na tamtych zasadach i wyznacznikach.

może to mi pomoże. może cokolwiek mi pomoże.
cokolwiek.
błagam.

niedziela, 25 listopada 2012

no title pt. XLIX

wiem, co muszę zrobić, ale nie potrafię, brakuje mi odwagi.
za tydzień szpital. chcę tam iść, bo co innego mi pozostało? liczę na to, że uda mi się zebrać tam siły potrzebne, by w końcu ruszyć to wszystko do przodu.

potrzebuję dolcze, już nie magdy, a dolcze, ona będzie w stanie to wszystko doprowadzić do porządku, jej chora potrzeba kontroli będzie silnikiem zmian.

najważniejsze jest to, że będę żyć.
jeżeli przetrwam następny tydzień, przetrwam całe życie.

to będzie piękne.
smutny koniec, piękny początek.
wracam do starych schematów, bycie zimną suką było optymalnym rozwiązaniem i tego będziemy się trzymać przez następnych parę miesięcy.

sobota, 17 listopada 2012

you are young, you are free.

ha. wreszcie.
w zasadzie to powinnam postawić tam wykrzyknik, którego tak uparcie unikam od dłuższego czasu, ale to jest jednak ten moment, ten czas, kiedy warto, kiedy trzeba, kiedy widzi się rozwiązanie i chce się krzyczeć.
więc jeszcze raz:

ha! wreszcie!
widzę światełko w tunelu, widzę przed sobą szczęście, boże jak się cieszę!
jaka byłam głupia, że nie zrobiłam paru rzeczy wcześniej, że przegapiłam parę ważnych chwil, gdy trzeba było zrobić to, co do mnie należy!
będąc w depresyjnym amoku zapomina się o najbanalniejszych sprawach, na haju zapomina się o podstawowych wartościach, które sprawiają, że życie jest zajebiste.

podsumowując:
mamy rozwiązanie, mamy sposób wykonania, potrzebuję tylko tygodnia na realizację wszelkich założeń.

a potem wszystko już będzie dobrze, a przynajmniej nie będzie tak tragicznie, jak było ostatnio.

a potem wszystko się ułoży i będę zasypiać wieczorem i budzić się dopiero nad ranem.

a potem będę kochać się ze światem.

a potem będzie największa fuzja świata. pogodzę dolcze z magdą, pogodzę nas wszystkie z louise i z trzech charakterów wytworzonych przez mój umysł stworzy się w końcu jedna, normalna osoba.

mam jeszcze szansę, naprawię wszystko, wierzę w to.

poniedziałek, 12 listopada 2012

take me on the other side.

nie mogę oddychać.

archiwum.