niedziela, 30 sierpnia 2015

no title pt. LXXXIII

na chwilę zapomniałam o wszystkim.
na całe półtorej dnia, które dało mi siłę na kolejny miesiąc.

mogę już chyba wszystko, bo pękła ta ściana, która dotychczas mnie blokowała i przekonałam się, że warto, że cholernie bardzo warto. szkoda, że przez ostatnie parę miesięcy gdzieś zapodziała się moja potrzeba pisania i czerpania inspiracji ze wszystkiego. nie jestem już chyba w stanie napisać dłuższej notki na trzeźwo, świat po mnie lekko spływa, jakbym była pokryta rzeczywistopściofobową powłoką. nie do końca mnie to cieszy, ale z drugiej strony ogarnięcie w miesiąc ponad połowy syfu, który nagromadził się w moim życiu przez ostatnie trzy lata było warte tego poświęcenia. jeszcze wrócę, jestem pewna, ale tymczasowo to zapewne jest szczyt moich grafomańskich możliwości. trudno, pewnie dorosłam, dojrzałam i inne tego rodzaju śmieci, których dotychczas zażarcie unikałam, a które koniec końców stały się konieczne do normalnego funkcjonowania. chyba tak po prostu trzeba.

środa, 19 sierpnia 2015

no title pt. LXXXII

trochę nadal się oszukuję, aczkolwiek widzę i wiem, że jest lepiej.
potem jest mi trochę wstyd, że się oszukuję i


kurwa mać, nieważne,  jest za dobrze i wariuję, i mi odpierdala, i pragnę dużej ilości narkotyków, papierosów i wódki, i kurwa czuję, że coś się we mnie kłębi, i chcę krzyczeć, i czuję, jakbym była milion lat stąd, i nic tutaj nie działa, i kurwa, kurwa, kurwa.
nie powinnam rzucać palenia, kiedy mam okres. chujowa, zaiste chujowa decyzja.

edit. 
tak wygląda moje załamanie nerwowe, gdy mam dobry humor. marzy mi się impreza w ten weekend. wódka i wyładowanie energii. nienawidzę tej koncepcji 'ucieczki' pojawiającej się od czasu do czasu w mojej głowie. trochę jak szaleństwa wstawionej nastolatki, echh.

archiwum.