niedziela, 30 marca 2014

i know you will.

pustka po miesiącach przepełnionych intensywnymi uczuciami przychodzi zawsze niespodziewanie, mimo że wiem o jej nieuchronności. wypaliłam się znowu i muszę zebrać siły na to, by dalej żyć. teraz jest trudniej. ostatnio mogłam spokojnie skulić się w swoim depresyjnym kącie duszy, teraz jest ktoś, kogo to przerazi, przerośnie i zaboli, tak więc muszę się trzymać, co wykańcza mnie bardziej niż cokolwiek. choć może dzisiaj jest nieco lepiej. uwierzyłam w coś, w co nie potrafiłam uwierzyć bardzo, bardzo długo.

uwierzyłam, że ktoś może się poświęcić dla mnie tak bardzo, jak ja dla niego. 
to chyba miłość. 
bez chyba.

środa, 26 marca 2014

just ride.

składanie siebie z odłamków, na które niegdyś się rozbiło to o wiele bardziej skomplikowany proces niż zakładałam. cieszyłam się, że wszystko dookoła mnie zaczyna przybierać ładną, kształtną formę i właśnie wtedy okazało się, że gdzieś przy samym początku się pomyliłam. doszło do zgrzytu, spora część elementów tej życiowej układanki odpadła z powrotem na ziemię, nie dając mi nawet chwili, by wyciągnąć ręce i je złapać. to, co pozostało, zdaje się być jakąś karykaturą istnienia, którą znowu muszę kształtować. jest jednak jeden ważny fragment, który pozostał na swoim miejscu, wisi w powietrzu unoszony jakąś magią. to ten odłamek, który odpowiada za to, że wstaję z kolan i pomimo tego, że są zdarte do krwi idę dalej. teraz już wiem, że zawsze się podniosę i nigdy nie pozwolę nikomu wpierdalać się pomiędzy mnie i te starannie dopasowywane odłamki.

potrzebuję samochodu i ciepłej, letniej nocy. bardzo.

sobota, 22 marca 2014

i can't keep my eyes off of you.

zaskakują mnie moje własne reakcje.
nie przepadam za tym, nie jestem w stanie ich kontrolować, a to sprawia, że nieco się gubię.
w ramach poszukiwań drogi powrotu na tę słuszną, prostą ścieżkę pisałam całą noc. myślałam, że przelanie chociażby części rzeczy kotłujących się we mnie na klawiaturę, pomoże mi jakoś mniej chaotycznie ogarnąć sytuację. niewiele to dało, tylko foldery z zapiskami zajmują coraz więcej miejsca na dysku. ja zajmuję coraz więcej miejsca na dysku, przelewam na niego coraz to większe ilości emocji, ale w mojej głowie paradoksalnie robi się coraz bardziej tłoczno. chyba wypełniłeś całą wolną przestrzeń we mnie. trochę się tego obawiam.

czwartek, 20 marca 2014

i found the way to let you in.

obiecywałam sobie kiedyś, że nigdy nie pozwolę sobie czuć w ten sposób, że nigdy więcej, choćby nie wiem co, choćby świat miał się zawalić - nigdy przenigdy nie pozwolę uczuciom do kogoś tak mocno namieszać w głowie; miałam być miła i uprzejma, ale jednocześnie miałam mieć w głowie plan zabójstwa każdej napotkanej osoby, a co się stało?
przyłapałam się na zagryzaniu warg, gdy myślę o Tobie.
jak miło.

poniedziałek, 17 marca 2014

wanna live not just survive.

trochę przesadnie zareagowałam. trochę powinnam się palnąć w łeb zanim następnym razem zacznę robić problem o nic. tyle wniosków z dwóch ostatnich dni, idę się pakować i wracam do domu.

sobota, 15 marca 2014

the life we're living.

miło poczuć coś tak nagle, niespodziewanie i mocno. czuć całym sercem, czuć każdym najmniejszym tworzącym mnie atomem.
zdziwiło mnie to, nie wierzyłam chyba, że jeszcze tak potrafię. bardzo przyjemne zaskoczenie. zwłaszcza, że odsunęło dość daleko myśl o tym, że jedyne co jestem w stanie dać innym ludziom to cierpienie. zwłaszcza, że to, co czuję jest tak czyste, że mogłoby być inspiracją do napisania wyidealizowanej historii miłosnej. ta czystość zadziwia mnie najbardziej, szczególnie dlatego, że pojawiła się niemalże od razu, gdy tylko zrozumiałam co się wyprawia w mojej głowie.
ta czystość buduje również poczucie bezpieczeństwa. albo to poczucie bezpieczeństwa dało fundamenty pod nią, taka możliwość też istnieje. wolę myśleć o tej zależności w kategorii nieskończonej pętli, samonapędzającego się schematu, w którym jedna zamienna zwiększa wartość drugiej, która z kolei wpływa na przyrost pierwszej. przepiękna nieskończoność.
nagle wszystko stało się takie proste; każda decyzja podejmowana przeze mnie przechodzi przez idealny pryzmat tego niewinnego uczucia, rozszczepia się w nim ukazując prawdziwe barwy i pozwala na dokonanie tego jednego, słusznego wyboru. dawno nie miałam takiej pewności siebie w działaniach, które angażowały moje emocje. te piętnaście żelaznych skrzynek, w których niegdyś się zamknęłam w obawie przed bólem otworzyło się, pozwoliło mi wyjść i przypomnieć sobie o tym, jak przyjemnie jest pozwalać sobie zarówno na przeżywanie nieograniczonej ilości bodźców spływających z otoczenia, jak i bezpieczną interakcję z nimi. nie muszę już się bać. nie muszę już uciekać. nie muszę robić żadnych dramatów. mogę sobie spokojnie żyć, uśmiechać się i powtarzać dość często dwa ważne słowa. czasami powtarzam je podłodze i sufitowi, żeby usłyszały, zapamiętały i kiedyś mi powtórzyły, jeżeli nie daj boże zapomnę o tym, jak bardzo potrafię być szczęśliwa i jak bardzo łatwo mogę naprawić cały swój świat. zawsze i o każdej porze.

i właśnie tak w tym roku przyszła wiosna.

edit. - godzina 7:21
spadł pierwszy deszcz, powietrze pachnie mokrą ziemią i miłością. piękne połączenie.

wtorek, 11 marca 2014

we're half way there.

nie będę się rozpisywać, wystarczy, że napiszę, że nie wzięłam, a ciśnienie rozpierdalało mi głowę i skoro to mi się udało, to cała reszta jest już niewymagającym wysiłku banałem. zmagania z rzeczywistością dawno nie były tak proste.
tak poza tym okazało się, że umiem czuć, umiem czuć bardzo mocno i bezinteresownie, a myślałam, że już z tego wyrosłam.

sobota, 8 marca 2014

no title pt. LXIV

myliłam się myśląc, że mogę uciec, chociażby na te paręnaście godzin.
po co miałabym to robić, skoro właśnie tutaj dzieją się piękne rzeczy.
powoli odzyskuję tę niewinność, o której marudziłam cały zeszły rok.

czwartek, 6 marca 2014

stay for a while.

uciekam na trochę, muszę odciąć się od świata i ludzi. muszę zniknąć na noc, dwie, trzy, bo tak naprawdę nie umiem się odnaleźć w tej sytuacji. jak mogę kurwa tak totalnie przypadkiem rozpierdalać rzeczy, na których mi zależy? normalnie wzięłabym wypłatę i poszła w trzydniowy ciąg imprez, alkoholu i narkotyków, ale nie tym razem. tym razem mam ochotę pojechać gdzieś w pizdu, usiąść na jakimś kamieniu i odpalać fajkę od fajki. nic więcej. nie mam siły nawet ukarać siebie samej za własną głupotę.

wtorek, 4 marca 2014

hesitate no more.

trzecia w nocy, jestem szczęśliwa.

niedziela, 2 marca 2014

rediscover.

zarwałam przypadkiem noc.
mam niejasne przeczucie, że dzisiaj się coś skończy, bezpowrotnie.
nie chcę się znowu zgubić, ale muszę poszukać jednej bardzo ważnej rzeczy. nie wiem nawet czym ona jest, tylko czuję, że muszę ją odnaleźć. 

sobota, 1 marca 2014

i (don't) know how i feel when i'm around you.

nie umiem pozbierać do kupy wszystkich uczuć w mojej głowie, są piękne nawet, gdy jest źle. są piękne pomimo każdej chujowej rzeczy, jaką zrobię lub jaka się wydarzy. coś krzyczy, żeby uciekać, żeby zranić siebie samą, zanim ktokolwiek inny zdąży to zrobić, ale chyba jest już za późno na dezercję. jestem na etapie, kiedy pozwolę zrobić ze sobą wszystko, kiedy świat mógłby się roztworzyć, a ja bym stała sparaliżowana i patrzyła na to nie czując kompletnie nic. teraz wszystko dzieje się we mnie, otaczająca mnie rzeczywistość nie dotyczy, przynajmniej tak mi się wydawało, bo jednak coś z zewnątrz we mnie uderza, z ogromną siłą i sprawia, że nie czuję się dobrze.
dawno tak bardzo jednocześnie nie żałowałam i nie byłam pewna jakiejś decyzji.

archiwum.