poniedziałek, 7 listopada 2016

x times zero.

zaczęłam od nowa, dziwnie jest.
muszę pisać, muszę pisać, więcej i częściej, dla brakuje mi wszystkiego.
w chaotycznych próbach odkopywania się z problemów zagrzebuję się w nich co raz bardziej.
to ostatnia próba, następnej nie będzie. to ultimatum, które stawiam sama sobie.
muszę, bo ileż kurwa można.
następnych razów nie będzie.

piątek, 28 października 2016

our love is high.

trochę mi się miesza.
nie wiem czy w dobrą czy w złą stronę, po prostu mi się miesza.
i nie bardzo wiem co dalej z tym całym mieszaniem.

środa, 21 września 2016

reaching now.

kurwa, dostałam znowu cholernego kopa od życia przez własną głupotę.
naprawianie mojego świata przestaje być przyjemnym układaniem puzzli, a zaczyna być chaotyczną próbą posklejania rozbitego wazonu, zanim ktoś się zorientuje, że w jakim jest stanie.

ale wiem, że muszę szybciej, mocniej, bardziej.
jak zawsze. muszę, bo inaczej coś stracę, co w sumie już straciłam, ale mogę jeszcze odzyskać.
zabawne, bo strata tego, była bardzo dobrym epizodem w moim życiu.
nie bardzo wiem, jak się do tego zabrać.

wtorek, 13 września 2016

i think i slipped.

powtarzam w kółko parę słów.
wmawiam sobie, że są prawdziwe.
w zasadzie to są prawdziwe.
tylko trochę tęsknię.
trochę za bardzo, o dziwo.

potrzebuję narkotyków i alkoholu o wiele bardziej niż zakładałam, ale mimo to nie ruszam ani jednego, ani drugiego bez specjalnego problemu.

tylko ta tęsknota.
za czymś innym, niesamowitym, odmiennym.
innym niż praca, sen i spotkania ze znajomymi.
najzwyczajniej, najdziecinniej marzy mi się przygoda.

poniedziałek, 12 września 2016

way too long.

jestem przemęczona.
przemęczona w taki miły sposób.
czuję pulsowanie krwi w głowie.
czuję szybsze bicie serca, gdy planuję kolejny dzień.

będzie bardzo dobrze.

(za bardzo.)

piątek, 2 września 2016

don't you want somebody to love.

kurwa, serio potrzebuję się zebrać do kupy.
serio, nie mogę inspirować się serialami.
serio, nie mogę czuć obrzydzenia do zwykłych, codziennych czynności.

moje życie to kompletny bałagan.
bałagan, który koniec końców niesamowicie uwielbiam i który sprawia, że czuję się dobrze.
nie umiem pogodzić moich marzeń o stabilności z życiem, które prowadzę teraz i które tak bardzo kocham.

chyba trzeba w końcu pomyśleć nad jakimś rozwiązaniem.
i nie przepieprzać kilku stówek na ładną, ale niewygodną bieliznę.

dobra, zjem tę pierdoloną sałatkę i poćwiczę na sprzęcie, który po pijaku kupiłam na raty.
może nawet nie będę bezczelnie opierdalać się w pracy, tylko

zacznijmy od drinka.
bez sensu się od początku zamęczać, nie?

(jakoś dożyjemy śmierci,
jakoś doczekamy śmierci.)

środa, 31 sierpnia 2016

that boy's a slag; the best you've ever had.

nadprogramowo dużo dobrych dni się zdarza na zakończenie tego miesiąca.
nie do końca wiem co z nimi robić, a czuję, że samo przeżywanie ich to za mało.
chcę więcej, dużo więcej.
zachłystuję się życiem, krztuszę się nim, tracę oddech, ale gdy już w końcu go łapię, to dochodzę do wniosku, że te chwile są najlepszymi pod słońcem, jakie mogą mi się przytrafić, więc zanurzam się znowu, wstrzymuję oddech, jeszcze na tę parę sekund, by przeżyć to wszystko od nowa.

(kontroluj się, bierz z tego tyle, ile potrzebujesz)

wtorek, 30 sierpnia 2016

monday funday.

najnowsze odkrycie:
można nie spać 42h, nie spać i spędzić najlepszy poniedziałek życia.

dobrze mieć w swoim życiu ludzi, którzy sprawiają, że umieranie na leżaku jest najlepszą rzeczą pod słońcem.
chyba polubiłam mojito.

czwartek, 25 sierpnia 2016

if there's anything that you want.

takie wiadomości mogłabym dostawać codziennie.
jeden telefon, sms, utwierdzający mnie w przekonaniu, że mogę i muszę więcej.

jak najwięcej. daleko poza granicami, które sobie wyznaczyłam.
rozpływam się w sobie, rozsmarowuję się po ścianach, uśmiecham się i znowu piszę, piszę co raz częściej, co raz więcej, co raz chętniej.

 w zasadzie to jest nieźle, mogę się uśmiechać tak cały czas.

wtorek, 23 sierpnia 2016

blurred vision (destroyed).

względnie normalny bałagan jest całkiem przyjemny.
do trzydziestki może nawet wyjdę na prostą.

kupiłam swój pierwszy, kompletnie swój mebel.
to trochę, jakbym próbowała tworzyć dom bez domu.
zyskałam paru przyjaciół.
nie spodziewałam się tego w tym wieku.

nie bardzo wiem co dalej, ale teraz jest względnie dobrze i stabilnie.
muszę wrócić tylko do jednej rzeczy z przeszłości, z którą nie do końca mam siłę się zmierzyć, ale muszę teraz, bo potem może być za późno.

nieźle, jak na trzy miesiące pracy.

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

destroyed.

no cześć, wróciłam.

piątek, 26 lutego 2016

what to make of this.

nienawidzę czerwonych kwiatów.
jestem zmęczona i pusta.
tak cholernie, cholernie zmęczona i pusta.
tak bardzo chcę czegoś więcej, a jedyne co robię, to odpuszczam kolejne rzeczy. głównie z braku sił i czasu, ale często też po prostu opuszcza mnie entuzjazm, a widmo porażki wisi tak ciężko nad głową, że moje ciało fizycznie odmawia ruszenia do walki. chyba dyktujesz mi inne warunki normalności niż sobie zakładałam i nie wiem kto ma rację.
nie chcę już trwać w tym zawieszeniu, znowu wróciła mi cholerna depresja, ale tym razem nie czuję się winna.
kiedyś umyślnie rozwalałam sobie życie i sobie dopierdalałam, ale teraz naprawdę ciężko pracuję, a dostaję od życia kompletne gówno. to już chyba lepiej było się nie starać, ale cały czas się łudzę, że może jeszcze coś z tego wykrzesam. a może zwyczajnie powinnam zamknąć kolejny rozdział i zacząć budować coś od nowa na tej kreacji, którą wypracowałam teraz?
strasznie bym tego chciała, ale żyję znowu w przeświadczeniu, że jestem nikim. że nikt nigdy nie odczuwa i nie odczuje mojego braku. to tylko jeden ruch, muszę o tym pamiętać, a ostatnio widziałam rzeczy, zrywy innych ludzi wymagające ogromnej odwagi. może i ja w końcu się na tę odwagę zbiorę i ucieknę do świata, gdzie może i nie będzie lepiej, ale na pewno będzie inaczej.
nadal się łudzę.

wtorek, 2 lutego 2016

don't wanna go home tonight.

zrobiłam sobie bazę. na łóżku. tylko ja, kołdra i laptop. nie umiem jednak manipulować światem, tak jak mi się zdawało. nie umiem za bardzo robić niczego w sumie, a cholera jasna, a mam dwadzieścia dwa lata. wszystko leci mi gdzieś między palcami, wszystko planuję na przyszłość, a nie na teraz. muszę zrobić coś teraz. muszę.

czwartek, 28 stycznia 2016

no title pt. LXXXV

chyba tu wrócę, tęsknię.
próbowałam gdzie indziej, ale to zwyczajnie nie to samo; pomyliłam zmianę z ewolucją i zaplątałam się w tym założeniu. to jeszcze nie była pora na zakończenie.

archiwum.