piątek, 28 grudnia 2012

dlaczego kłamiesz, że miałaś wszystko.

widzę szerzej.

mam marzenie.
to takie... ładne.
mieć marzenie.
głupie, nieco irracjonalne, może nawet i niewykonalne, ale marzenie.
moje, niczyje inne. nie zwracając uwagi na marzenia innych, jest tylko to moje: marzenie.
marzenie definiujące kolejne, jakże proste cele w życiu.
jaka ja byłam dzisiaj szczęśliwa, niesamowicie.
świat, od którego próbowałam się odciąć, okazał się moim światem.
dotarło to do mnie dzisiaj i było pięknym olśnieniem.
nie mogę walczyć z samą sobą, to przecież to czyni mnie nieszczęśliwą.
prosty wniosek, a dochodziłam do niego parę dobrych miesięcy.
chyba to jest ważne teraz: proste wnioski, proste cele, proste życie.

jest chyba lepiej niż było kiedykolwiek.

wtorek, 18 grudnia 2012

i'm on my way.

pierwszy dzień za sobą, realizacja planów znakomita, nastrój wyjątkowo poprawny z tendencją do bycia dobrym.
w końcu mi się udaje, zaczęłam dbać o siebie, zapomniałam już jakie to przyjemne: wychodzić z domu z nastawieniem 'wyglądam super', a nie 'wyjebane i tak nikogo tu nie znam'.
zmiany, zmiany, coś pięknego dzieje się w moim życiu.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

think of all the stories that we could've told.

jeszcze raz, muszę pisać, czuję w końcu w tym tak dawno zapomnianą pasję.
słucham po raz setny tej samej piosenki, która mnie tak pozytywnie nakręca, po raz setny analizuję swoje myśli, które nagle wydają się tak bardzo oczywiste.
tym bardziej, że teraz, gdy myślę trzeźwo, obiecuję sobie, że nigdy nie wrócę do tego gówna, że nigdy nie dopuszczę do tego, by stracić kontrolę nad rzeczywistością, że nigdy nie pozwolę sobie myśleć, że mogę naprawić swój świat w jakikolwiek chemiczny sposób.

myślę, że to tyle na razie.
proszę, przypomnijcie mi o tym, jak czułam się dzisiaj, jeżeli znowu stracę wątek w życiu.

no more tears, my heart is dry.

uwielbiam te fale, te nagłe przypływy, gdy nagle, na parę dni pojmuję, jak bardzo silna jestem.
dziś jest ten dzień i nagle wierzę, że ułożę sobie życie, że wszystko będzie okay i że sama sobie na to zapracuję.
dziś jest ten dzień, dziś jest pierwszy dzień reszty mojego życia i przysięgam, że tym razem będzie inaczej, że po paru dniach się nie poddam, że wytrzymam dłużej, że wytrzymam całe życie.
nie chcę już ćpać, doszłam do tego etapu, kiedy już nie mogę iść dalej, kiedy skończyły się stopnie w dół i albo zawrócę, albo spadnę w przepaść bez wyjścia. wybieram pierwszą opcję, chociaż to nawet nie jest wybór, to jedyna racjonalna decyzja, jaką mogę podjąć.
za oknem jest szaro-buro, ale to nic, dla mnie świeci słońce, w mojej głowie i sercu jest tylko czyste, jasne światło. to coś oznacza, dotychczas kolorem siły była czerń, a teraz są to czyste i piękne kolory, które lśnią w słońcu, które wzeszło w moim umyśle.
wszystko będzie dobrze louise, wszystko będzie dobrze dolcze, wszystko będzie dobrze magdo.

dziś jest pierwszy dzień dobrej reszty mojego życia.
właśnie dziś, nigdy się nie poddam, przysięgam.

piątek, 14 grudnia 2012

i am sinking in the silence.

żyję.
na lekach.
rano, w południe i wieczorem łykam parę tabletek.
na szczęście, na stabilizację, na psychozy.
jest w sumie lepiej, tylko nie wiem po co.

archiwum.