niedziela, 31 maja 2015

forever ago, pt. III

nie rozumiem tego, co się dzieje.
nie rozumiem, jak mogę odżywać jednocześnie czując w sercu tak ogromną pustkę.
chyba nawet nie mam nic więcej do napisania.

edit., 9:00
drżącymi z zimna i samotności rękami tęsknię.
oddaj mi jeszcze jeden oddech, przyjedź i pokochaj na nowo, zacznij wszystko inaczej niż dotychczas, bądź.

środa, 20 maja 2015

forever ago, pt. II

nie jestem pewna, jak to powinno działać w tym momencie.
rozpierdoliło się wszystko na kawałki, a ja na tych kawałkach się najzwyczajniej położyłam i leżę, i nie bardzo wiem co robić, mimo że okruchy świata są ostre i ranią mi plecy. krew jest ciepła i daje przyjemne poczucie, że wreszcie żyję. chwilowa ułuda, ulga, która z kończy się z momentem, gdy krwi będzie już za mało, by spokojnie dostarczać tlen do mózgu. nie mam gdzie uciekać, gdzie się zwrócić, więc po prostu tkwię zawieszona w czasoprzestrzeni patrząc, jak wszystko wiruje dookoła mnie, na powolnie wyciągane w moim kierunku ręce, które rozmywają się w połowie drogi, która też się rozmywa, a wtedy wszystko zaczyna panicznie wirować wokół, a ja zaczynam biec i płakać, i nie bardzo umiem pozbierać to wszystko z ziemi, wypada mi chujstwo z rąk, więc płaczę i znów jestem bezradnym dzieckiem, budującym bezsensownie wielokrotnie złożone zdania, zapewne ruchające w dupę zasady gramatyczne i mam ochotę biec, uciekać stąd, zapewne w Twoje ramiona, i wszystko się zamyka, a ja płaczę, jestem wyczerpanym szczeniaczkiem, schowanym pod gazetą, pod którą i tak wiecznie zagląda wiatr, bynajmniej nie po to, by go pogłaskać.
nie mam siły budować wszystkiego na nowo, nie mam nawet z czego wylać fundamentów.

czwartek, 7 maja 2015

another scene.

nie lubię tej pustki, która następuje w momencie zamknięcia za sobą drzwi i trwa, w zależności od zaistniałych okoliczności, dzień albo dwa. doskonale zdaję sobie sprawę, że to cisza przed burzą, delikatny odpływ zwiastujący ogromną i niszczącą falę. mogę tylko czekać i zabijać czas przenoszeniem w bezpieczne miejsce tego, co jeszcze mi zostało z nadzieją, że ocaleje.
z nieprzyjemnym napięciem mięśni czekam na to uderzenie bólu. to czekanie na wyrok, który z góry jest wiadomy: zwali mnie z nóg, połamie kolana i pozostawi leżącą i skuloną w kłębek.
do tego dochodzi to puste miejsce w środku, z którego powynosiłeś sporo ważnych elementów. czym mam je zapchać? powiedz mi, proszę, bo naprawdę nie wiem, a to miejsce pali żywym ogniem, dającym jasno do zrozumienia, że tylko czeka na moment, by zająć całe ciało i umysł. powiedz coś, cokolwiek, liczę na to. w zasadzie to tylko na tym opieram nadzieję, jaka jeszcze mi pozostała.

piątek, 1 maja 2015

no title pt. LXXVIII

każdy kolejny zryw powoduje rozerwanie się rzeczywistości o następny cal.
te wyrwy w ciągłości świata niemalże uniemożliwiają życie w nim, ale jednocześnie wpada przez nie jakieś jasne, ciepłe światło, które zachęca do porzucenia wszystkiego i podążenia za nim w poszukiwaniu lepszych miejsc na osiedlenie. hamulcem jest już tylko strach, nic innego mnie nie trzyma.

archiwum.