nie jestem pewna, jak to powinno działać w tym momencie.
rozpierdoliło się wszystko na kawałki, a ja na tych kawałkach się najzwyczajniej położyłam i leżę, i nie bardzo wiem co robić, mimo że okruchy świata są ostre i ranią mi plecy. krew jest ciepła i daje przyjemne poczucie, że wreszcie żyję. chwilowa ułuda, ulga, która z kończy się z momentem, gdy krwi będzie już za mało, by spokojnie dostarczać tlen do mózgu. nie mam gdzie uciekać, gdzie się zwrócić, więc po prostu tkwię zawieszona w czasoprzestrzeni patrząc, jak wszystko wiruje dookoła mnie, na powolnie wyciągane w moim kierunku ręce, które rozmywają się w połowie drogi, która też się rozmywa, a wtedy wszystko zaczyna panicznie wirować wokół, a ja zaczynam biec i płakać, i nie bardzo umiem pozbierać to wszystko z ziemi, wypada mi chujstwo z rąk, więc płaczę i znów jestem bezradnym dzieckiem, budującym bezsensownie wielokrotnie złożone zdania, zapewne ruchające w dupę zasady gramatyczne i mam ochotę biec, uciekać stąd, zapewne w Twoje ramiona, i wszystko się zamyka, a ja płaczę, jestem wyczerpanym szczeniaczkiem, schowanym pod gazetą, pod którą i tak wiecznie zagląda wiatr, bynajmniej nie po to, by go pogłaskać.
nie mam siły budować wszystkiego na nowo, nie mam nawet z czego wylać fundamentów.
środa, 20 maja 2015
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
archiwum.
-
►
2017
(19)
- ► października (1)
-
►
2016
(14)
- ► października (1)
-
▼
2015
(51)
- ► października (2)
-
►
2014
(79)
- ► października (8)
-
►
2013
(82)
- ► października (4)
-
►
2012
(40)
- ► października (4)
-
►
2011
(85)
- ► października (3)
często tu zaglądam, wiesz. tylko śladu nie zostawiam.
OdpowiedzUsuńjakoś się mnie słowa nie trzymają ostatnio. a mój blog zmienił adres, tak tylko chciałam dać znać.