środa, 20 maja 2015

forever ago, pt. II

nie jestem pewna, jak to powinno działać w tym momencie.
rozpierdoliło się wszystko na kawałki, a ja na tych kawałkach się najzwyczajniej położyłam i leżę, i nie bardzo wiem co robić, mimo że okruchy świata są ostre i ranią mi plecy. krew jest ciepła i daje przyjemne poczucie, że wreszcie żyję. chwilowa ułuda, ulga, która z kończy się z momentem, gdy krwi będzie już za mało, by spokojnie dostarczać tlen do mózgu. nie mam gdzie uciekać, gdzie się zwrócić, więc po prostu tkwię zawieszona w czasoprzestrzeni patrząc, jak wszystko wiruje dookoła mnie, na powolnie wyciągane w moim kierunku ręce, które rozmywają się w połowie drogi, która też się rozmywa, a wtedy wszystko zaczyna panicznie wirować wokół, a ja zaczynam biec i płakać, i nie bardzo umiem pozbierać to wszystko z ziemi, wypada mi chujstwo z rąk, więc płaczę i znów jestem bezradnym dzieckiem, budującym bezsensownie wielokrotnie złożone zdania, zapewne ruchające w dupę zasady gramatyczne i mam ochotę biec, uciekać stąd, zapewne w Twoje ramiona, i wszystko się zamyka, a ja płaczę, jestem wyczerpanym szczeniaczkiem, schowanym pod gazetą, pod którą i tak wiecznie zagląda wiatr, bynajmniej nie po to, by go pogłaskać.
nie mam siły budować wszystkiego na nowo, nie mam nawet z czego wylać fundamentów.

1 komentarz:

  1. często tu zaglądam, wiesz. tylko śladu nie zostawiam.
    jakoś się mnie słowa nie trzymają ostatnio. a mój blog zmienił adres, tak tylko chciałam dać znać.

    OdpowiedzUsuń

archiwum.