zabrakło określeń, tak nagle.
nie wiem, czy to już ten moment, kiedy uodporniam się na ból, czy po prostu on zniknął.
ktoś, na razie w subtelny sposób, odciąga moje myśli.
dziwy nad dziwkami.
mam ochotę znów zagrać w tę grę na pograniczu moralności i taki też jest plan na najbliższe tygodnie.
czwartek, 24 listopada 2011
piątek, 11 listopada 2011
when you grow up, your heart dies.
odczuwam fizyczne skutki męczących mnie chorób.
chyba to jest bodźcem. chyba to mówi, żeby coś zmienić. potrzebuję jeszcze tylko jakiegoś sukcesu. jednego, drobnego sukcesu, który udowodni mi, że warto.
chyba zdecydowałam jakie studia. dziwne: mieć plany na przyszłość inne niż te, o których rozmyślałam przez ostatnie lata.
serce umiera.
chyba to jest bodźcem. chyba to mówi, żeby coś zmienić. potrzebuję jeszcze tylko jakiegoś sukcesu. jednego, drobnego sukcesu, który udowodni mi, że warto.
chyba zdecydowałam jakie studia. dziwne: mieć plany na przyszłość inne niż te, o których rozmyślałam przez ostatnie lata.
serce umiera.
niedziela, 6 listopada 2011
cut out all the ropes.
wracam do tego, co było.
do ściągania coraz to nowych płyt, szukania undergroundu w muzyce, ale nie stylu, tylko totalnie niszowej muzyki, cudownej, ciężkiej do zrozumienia.
czyste biurko jest nieziemsko inspirujące. zaczynam mieć ochotę zrobić coś ze swoim życiem, pierwszą od dawna ochotę, zaczynam widzieć konkretne plany na przyszłość, widzę moje studia, widzę pracę, widzę rodzinę.
mam marzenia. dziwne, bo myślałam, że już nigdy sobie na nie nie pozwolę.
przestałam czuć jakąkolwiek presję.
jest dobrze.
ps. ostatnie zdanie napisałam nieświadomie. po prostu moje palce przeleciały po klawiaturze. potem tylko to przeczytałam i uśmiechnęłam się stwierdzając, że w zasadzie to tak: jest dobrze.
do ściągania coraz to nowych płyt, szukania undergroundu w muzyce, ale nie stylu, tylko totalnie niszowej muzyki, cudownej, ciężkiej do zrozumienia.
czyste biurko jest nieziemsko inspirujące. zaczynam mieć ochotę zrobić coś ze swoim życiem, pierwszą od dawna ochotę, zaczynam widzieć konkretne plany na przyszłość, widzę moje studia, widzę pracę, widzę rodzinę.
mam marzenia. dziwne, bo myślałam, że już nigdy sobie na nie nie pozwolę.
przestałam czuć jakąkolwiek presję.
jest dobrze.
ps. ostatnie zdanie napisałam nieświadomie. po prostu moje palce przeleciały po klawiaturze. potem tylko to przeczytałam i uśmiechnęłam się stwierdzając, że w zasadzie to tak: jest dobrze.
sobota, 5 listopada 2011
keep talking.
będzie zima. taka piękna, będzie padać śnieg, ale nie taka zamieć, lecz powolnie opadające płaty śniegu. Będę siedzieć na altance z gorącą herbatą, owinięta pięcioma kocami. mogłabym tam zasnąć i umrzeć, to chyba byłoby piękne. ideały piękna załamują się w płatkach śniegu, zaburzają sieć krystaliczną wszechświata. czuję, jakbym odwoływała się do barokowych koncepcji pojmowania otoczenia.
muszę uciec, chyba teraz.
muszę uciec, chyba teraz.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
archiwum.
-
►
2017
(19)
- ► października (1)
-
►
2016
(14)
- ► października (1)
-
►
2015
(51)
- ► października (2)
-
►
2014
(79)
- ► października (8)
-
►
2013
(82)
- ► października (4)
-
►
2012
(40)
- ► października (4)