chłodny racjonalizm i pragmatyzm mnie wykańczają.
wszystko mnie wykańcza.
lubię pracować, wtedy nie pamiętam.
wtedy liczy się tylko praca, wtedy zapominam.
lubię zapominać.
musisz przekroczyć granicę tylko po to, by pamiętać, gdzie leży.
chłodny racjonalizm i pragmatyzm mnie wykańczają.
wszystko mnie wykańcza.
lubię pracować, wtedy nie pamiętam.
wtedy liczy się tylko praca, wtedy zapominam.
lubię zapominać.
wracam do punktu wyjścia i sabotuję jakikolwiek progres.
louise patrzy się na mnie z rozbawieniem.
kiedy w końcu pojmiesz, że mnie potrzebujesz?
wszystkie złe rzeczy latem przytrafiają się, gdy zaślepia nas słońce.
jakimś cudem rozsądek wygrywa.
i tylko czasami przez tę zrogowaciałą skorupę przebija się światło emocji.
powinnam krzyczeć, ale po co.
gdzie mam teraz iść?
urwane zdania, urwane myśli, przewody, kartki, fragmenty, przestrzenie.
gdzie do cholery teraz?
to już dzisiaj, to już za moment.
uderzenie mocniejsze niż cokolwiek wcześniej.
wielki wybuch teraźniejszości, na który nie jestem gotowa, ale którego mimo tego oczekuję w napięciu.
czuję, jak w każdym mięśniu zbiera się impuls.
to już teraz.
wdychanie porannego powietrza to coś ponadprzeciętnie przyjemnego.
nieznanie jutra również.
rozpływanie się ze szczęścia w tramwaju również.
nie mogłabym pragnąć niczego więcej.
powietrze pięknie zapachniało, a ja chyba pomyliłam spokój z depresją.
zabawne, całe życie tak bardzo uciekać od stabilnych uczuć, że gdy już się pojawiają - uznawać je za chorobę.
to nie choroba, to wewnętrzny spokój, który nawet nie jest ciszą przed burzą. on po prostu jest.
zaczynam coś nowego, może nawet z Tobą.
poddałam się.
znowu.
tzn. wiem, że to nieprawda, ale w głębi duszy tak czuję i nie umiem inaczej.
muszę wymyślić nowy plan awaryjny.
na szybko, zanim zacznie się wiosna.
tu miało być milion myśli, a nie ma żadnej.
pracuję piętnasty dzień z rzędu. dziś tylko dwanaście godzin. nie wiem czy te pieniądze są tego warte.
czuję, jak pada mi serce.
fizycznie od energetyków, papierosów, alkoholu i przepracowania.
i w tym innym sensie też,
bo tęsknię bardzo,
a przecież nie powinnam;
bo odliczam dni,
a przecież nie powinnam;
bo zasypiam z nie tymi myślami, co trzeba,
a przecież nie powinnam.
w ogóle nie powinnam robić tego, co robię, bo to szkodzi mojemu sercu, a pod żadnym względem nie mam jak o nie zadbać.
tym razem nie powierzę tego zadania komuś innemu, nie chcę prosić o pomoc,
a przecież powinnam.
zmęczenie daje się we znaki, ale duma nie pozwala przestać. nie powinnam tego robić; wiem, że się zajadę, ale chcę więcej, ciągle więcej. zawsze więcej.
byleby złapać to coś nieuchwytnego, by padając wykończonym spać, przez moment gdzieś z pomiędzy poczucia beznadziei wyłapać ten wątły moment satysfakcji.
a mogłabym zasypiać przytulona z kimś.