poniedziałek, 24 grudnia 2018

now i'm supposed to fill it up with somethin'.

chłodny racjonalizm i pragmatyzm mnie wykańczają.
wszystko mnie wykańcza.

lubię pracować, wtedy nie pamiętam.
wtedy liczy się tylko praca, wtedy zapominam.
lubię zapominać.

czwartek, 13 grudnia 2018

favourite worst nightmare.

wracam do punktu wyjścia i sabotuję jakikolwiek progres.
louise patrzy się na mnie z rozbawieniem.

kiedy w końcu pojmiesz, że mnie potrzebujesz?

niedziela, 9 grudnia 2018

fake love for an hour or so.

mam w zasadzie wszystko, czego chcę.
z każdym dniem osiągam więcej - jakby nie patrzeć to idę do przodu.

więc czemu z każdym dniem wszystko mnie co raz bardziej przytłacza?
czemu z każdym dniem czuję, jakby kolejna mała część mnie umierała?
po co chcieć więcej, skoro więcej nie daje szczęścia?

poniedziałek, 24 września 2018

no title pt. LXLV

martwy punkt.
i tyle.
od pięciu lat.

niedziela, 19 sierpnia 2018

no title pt. LXLIV

nie tego się spodziewałam.
uciekam, żeby zapomnieć.

czwartek, 12 lipca 2018

emotional suicide makes me feel alive.

wszystkie złe rzeczy latem przytrafiają się, gdy zaślepia nas słońce.

wtorek, 10 lipca 2018

no title pt. LXLIII

aaa.
aaaaaaaaa.
aaaaaaaaaaaaaaaa.
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa.

co do chuja znowu się odpierdala w moim życiu.
serio, co do chuja.

wtorek, 19 czerwca 2018

you're the worst.

jakimś cudem rozsądek wygrywa.

i tylko czasami przez tę zrogowaciałą skorupę przebija się światło emocji.
powinnam krzyczeć, ale po co.

niedziela, 3 czerwca 2018

you can feel like part of something if you're part of the scene.

chyba oszukuję się, że nie czuję czegoś, mimo że słyszę ten przeraźliwy, narastający krzyk w głowie.
louise, błagam, wróć.
tak bardzo cię teraz potrzebuję.

sobota, 26 maja 2018

you take me to the top.

gdzie mam teraz iść?

urwane zdania, urwane myśli, przewody, kartki, fragmenty, przestrzenie.

gdzie do cholery teraz?

so that he won't know.

gdzie mam podpisać, żeby zrezygnować?

louise, gdzie do kurwy nędzy jesteś, kiedy cię potrzebuję?! 
i dlaczego tym razem mnie nie ostrzegałaś?

czwartek, 24 maja 2018

just don't make me wait forever.

znowu wentyluję się tutaj.
kłębi się we mnie nieproporcjonalnie dużo myśli w stosunku do uczuć i nie bardzo sobie z tym radzę.
ogólnie nie bardzo sobie radzę.
przyjedź w końcu, żebym mogła zacząć iść, obojętnie w którą stronę.

burn this out.

wszystko wydaje się być okay.

a potem wracam do domu, padam twarzą na łóżko i nie czuję nic.
leżę, przeglądam pierdoły w necie, oglądam seriale, zamawiam indyjskie żarcie i nie czuję nic.
piszę z ludźmi, odbieram telefony i nie czuję nic.
sprawdzam, kiedy ostatnio byłeś na facebooku i nie czuję nic.
wstaję, palę papierosa, robię śniadanie, postanawiam w końcu zrobić coś dookoła siebie, a zamiast tego padam znowu spać i nie czuję nic.
próbuję wziąć prysznic, woda spływa po ramionach, łzy spływają po twarzy, a ja nadal kurwa nie czuję nic.

nie wiem, w którym momencie nie wyłapałam tego, że zaczynam coś czuć tak mocno, że wgryzło mi się to w serce, ulokowało się w tych wyrwach po poprzednich latach i zasklepiło się z nimi na tyle mocno, że usunięcie tego bez znieczulenia jest praktycznie niemożliwe, więc znieczulam się, ale działa tylko na moment, a potem boli znowu, a potem nie czuję nic.

środa, 23 maja 2018

say you'll never let me go.

może wcale nie musimy pisać.
może po prostu musimy czuć i żyć, a czasami nawet polegać na ludziach dookoła siebie.

wtorek, 22 maja 2018

i really don't think you're strong enough.

nic nie działa.
nic.


napiszmy książkę.
napiszmy książkę teraz.

piątek, 18 maja 2018

i'm faded.

nie czuję nic.
miałam płakać, a pozostała mi sucha obojętność.
czas chyba uciekać, ale coś mnie jednak trzyma.
jakaś złudna nadzieja, że może tym razem się uda.
że może szczerość wygra z manipulacją i tak naprawdę jej nie potrzebuję.
bo przecież ta droga zdaje się być słuszna.
zamieniam nihilizm na coś innego, może mocniejszego.
oby to była dobra decyzja.

czwartek, 17 maja 2018

the name behind the shame.

delikatnie podnoszę ostre fragmenty rozbitej rzeczywistości i przenoszę je na jedną stertę. potem klękam przy niej i z delikatnym uśmiechem zaczynam powoli dopasowywać kawałki do siebie.
uśmiecham się, sama nie wiem czemu, bo w środku wszystko krzyczy o płacz i w zasadzie te łzy lecą z oczu zatrzymując się na ustach, do których nadal przyklejony jest nie do końca szczery grymas szczęścia i zadowolenia.
zaciskam zęby, bo ranię sobie palce, ciepła krew delikatnie ścieka na ostre krawędzie, a szare światło zza okna dodaje jakimś cudem temu blasku i wszystko tworzy piękną, bolesną mozaikę.
tak to wszystko się zaczyna.
nie tak miało to wyglądać, ale jednak gdzieś z tyłu głowy kiełkuje poczucie satysfakcji i uśmiech staję się minimalnie szczery.
mrowienie w ciele zdaje się narastać; nie do końca umiem rozpoznać czy to ekscytacja, zmęczenie, czy jedno i drugie.
może tym razem.
może jednak.
może dostanę szansę.

środa, 16 maja 2018

welcome home.

byłam tu już kiedyś.
jest nieprzyjemnie duszno, a deszcz wcale nie daje orzeźwienia.
rozlane plamy wina wcale nie dodają kuchni uroku, papierosy wcale nie dają ukojenia, a ja wcale nie czuję się dobrze.
wstyd pali gorzej niż najbardziej stężony kwas, a blizny po nim szpecą praktycznie tak samo.
niech mi ktoś wytłumaczy, jak ja się tu znalazłam, proszę.

poniedziałek, 14 maja 2018

surface.

to już dzisiaj, to już za moment.
uderzenie mocniejsze niż cokolwiek wcześniej.
wielki wybuch teraźniejszości, na który nie jestem gotowa, ale którego mimo tego oczekuję w napięciu.
czuję, jak w każdym mięśniu zbiera się impuls.
to już teraz.

czwartek, 10 maja 2018

the worst things in life come free to us.

rozpłakałam się z bezsilności.
jak uroczo.

sobota, 5 maja 2018

we're such a mess together.

wdychanie porannego powietrza to coś ponadprzeciętnie przyjemnego.
nieznanie jutra również.
rozpływanie się ze szczęścia w tramwaju również.
nie mogłabym pragnąć niczego więcej.

wtorek, 10 kwietnia 2018

to make a stand you've got to win the fight.

potrzebuję adrenaliny. bardzo.

kurwa, dolcze, ogarnij się, bo znowu odpierdolisz.

byłam tu już kiedyś, szlag.

poniedziałek, 9 kwietnia 2018

maybe i just wanna be yours.

powietrze pięknie zapachniało, a ja chyba pomyliłam spokój z depresją.
zabawne, całe życie tak bardzo uciekać od stabilnych uczuć, że gdy już się pojawiają - uznawać je za chorobę.
to nie choroba, to wewnętrzny spokój, który nawet nie jest ciszą przed burzą. on po prostu jest.
zaczynam coś nowego, może nawet z Tobą.

sobota, 24 marca 2018

no title pt. LXLII

chcę wierzyć, że nie jest dla mnie za późno.

zabiję Cię w imię rozkoszy.

środa, 14 marca 2018

no title pt. LXLI

tracę kontrolę. kurewsko tracę kontrolę.

i nie wiem co dalej.
zgubiłam gdzieś po drodze umiejętność wyrzucania z siebie emocji, przelewania ich i regulowania ich sobie w zdrowy sposób.

nie mogę całe życie uciekać, a znowu chcę.

poniedziałek, 5 marca 2018

comfortably disfunctional.

poddałam się.
znowu.
tzn. wiem, że to nieprawda, ale w głębi duszy tak czuję i nie umiem inaczej.

muszę wymyślić nowy plan awaryjny.
na szybko, zanim zacznie się wiosna.

piątek, 9 lutego 2018

nothing else for me to do.

pierwszy kryzys za mną.

za nami.

wtorek, 6 lutego 2018

'cause i love the adrenaline in my veins.

tu miało być milion myśli, a nie ma żadnej.
pracuję piętnasty dzień z rzędu. dziś tylko dwanaście godzin. nie wiem czy te pieniądze są tego warte.

niedziela, 4 lutego 2018

with the birds I'll share this lonely view.

czuję, jak pada mi serce.

fizycznie od energetyków, papierosów, alkoholu i przepracowania.

i w tym innym sensie też,
bo tęsknię bardzo,
a przecież nie powinnam;
bo odliczam dni,
a przecież nie powinnam;
bo zasypiam z nie tymi myślami, co trzeba,
a przecież nie powinnam.

w ogóle nie powinnam robić tego, co robię, bo to szkodzi mojemu sercu, a pod żadnym względem nie mam jak o nie zadbać.
tym razem nie powierzę tego zadania komuś innemu, nie chcę prosić o pomoc,
a przecież powinnam.

piątek, 2 lutego 2018

i do whatever it takes.

zmęczenie daje się we znaki, ale duma nie pozwala przestać. nie powinnam tego robić; wiem, że się zajadę, ale chcę więcej, ciągle więcej. zawsze więcej.
byleby złapać to coś nieuchwytnego, by padając wykończonym spać, przez moment gdzieś z pomiędzy poczucia beznadziei wyłapać ten wątły moment satysfakcji.

a mogłabym zasypiać przytulona z kimś.

czwartek, 11 stycznia 2018

nothing seems as pretty as the past though.

a więc bratysława.
w sumie to okay.

niedziela, 7 stycznia 2018

can't deny.

dostaję po dupie od samej siebie.
w sumie to nawet kurwa nie wiem czy dostaje, ale jestem na samą siebie zła, o wszystko. o to, że pozwalam sobie na bycie szczęśliwą wiedząc, że w każdej chwili mogę to spierdolić i na pewno przesadzam.
o to, że rezygnuję z rzeczy, które lubię dla bliżej nieokreślonej idei, o której wiem jedynie tyle, że zapewne jest słuszna.
o to, że przez te wszystkie lata doprowadziłam do tego, że muszę się pilnować na każdym kroku, żeby nie manipulować kimś, na kim zaczyna mi cholernie zależeć.
o to, że kurwa mać chodzi o coś dobrego, a ja panicznie boję się dobrego i wariuję.
o to, że w ogóle pozwalam sobie wariować.
o to, że pozwalam sobie być bezbronną.
o to, że czuję za mocno i za dużo.
o to, że czuję nie to, co chcę.
o to, że w ogóle czuję.

jakim kurwa cudem jestem szczęśliwa?

wtorek, 2 stycznia 2018

circle of life.

zaczynamy od początku.
będzie fajnie.

tak mi się wydaje.

archiwum.