czwartek, 17 maja 2018

the name behind the shame.

delikatnie podnoszę ostre fragmenty rozbitej rzeczywistości i przenoszę je na jedną stertę. potem klękam przy niej i z delikatnym uśmiechem zaczynam powoli dopasowywać kawałki do siebie.
uśmiecham się, sama nie wiem czemu, bo w środku wszystko krzyczy o płacz i w zasadzie te łzy lecą z oczu zatrzymując się na ustach, do których nadal przyklejony jest nie do końca szczery grymas szczęścia i zadowolenia.
zaciskam zęby, bo ranię sobie palce, ciepła krew delikatnie ścieka na ostre krawędzie, a szare światło zza okna dodaje jakimś cudem temu blasku i wszystko tworzy piękną, bolesną mozaikę.
tak to wszystko się zaczyna.
nie tak miało to wyglądać, ale jednak gdzieś z tyłu głowy kiełkuje poczucie satysfakcji i uśmiech staję się minimalnie szczery.
mrowienie w ciele zdaje się narastać; nie do końca umiem rozpoznać czy to ekscytacja, zmęczenie, czy jedno i drugie.
może tym razem.
może jednak.
może dostanę szansę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

archiwum.