delikatnie podnoszę ostre fragmenty rozbitej rzeczywistości i przenoszę je na jedną stertę. potem klękam przy niej i z delikatnym uśmiechem zaczynam powoli dopasowywać kawałki do siebie.
uśmiecham się, sama nie wiem czemu, bo w środku wszystko krzyczy o płacz i w zasadzie te łzy lecą z oczu zatrzymując się na ustach, do których nadal przyklejony jest nie do końca szczery grymas szczęścia i zadowolenia.
zaciskam zęby, bo ranię sobie palce, ciepła krew delikatnie ścieka na ostre krawędzie, a szare światło zza okna dodaje jakimś cudem temu blasku i wszystko tworzy piękną, bolesną mozaikę.
tak to wszystko się zaczyna.
nie tak miało to wyglądać, ale jednak gdzieś z tyłu głowy kiełkuje poczucie satysfakcji i uśmiech staję się minimalnie szczery.
mrowienie w ciele zdaje się narastać; nie do końca umiem rozpoznać czy to ekscytacja, zmęczenie, czy jedno i drugie.
może tym razem.
może jednak.
może dostanę szansę.
czwartek, 17 maja 2018
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
archiwum.
-
►
2017
(19)
- ► października (1)
-
►
2016
(14)
- ► października (1)
-
►
2015
(51)
- ► października (2)
-
►
2014
(79)
- ► października (8)
-
►
2013
(82)
- ► października (4)
-
►
2012
(40)
- ► października (4)
-
►
2011
(85)
- ► października (3)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz