niedziela, 24 czerwca 2012

better off this way.

brakuje mi słów.
ósmy dzień bez narkotyków.
jestem trochę spokojniejsza i nieco bardziej uśmiechnięta.

nie mam ochoty się uwalić niczym.
może na buprę bym się skusiła, bo kto by się nie skusił na szczęście podawane dożylnie.

nieważne, teraz potrzebuję już tylko oddychać, uśmiechać się do słońca i pójść jutro rano biegać, dawno nie biegałam, a lubię to uczucie fizycznego wykończenia - zupełnie innego niż to, które ostatnio odczuwałam.
o ile cokolwiek ostatnio odczuwałam.

igły, strzykawki to twoje zabawki.

środa, 20 czerwca 2012

tonight we are young.

miłość, monar, narkotyki.

jakże żałośnie to wszystko się układa.
zwłaszcza, gdy ma się siłę, by coś zmienić, a nie chce zmieniać się niczego, bo bezcelowość każdego kroku, myśli i czynu uderza co sekundę w twarz, niszcząc wszystko, co mogłoby być lepsze od tego dotychczasowego syfu.

na drodze do normalności stoi tylko jedna przeszkoda, a jest nią myśl:
a co jeśli normalność to nie to, czego pragnę?
to pytanie zabija wszystko.
tak bardzo chciałabym pójść z koleżanką na kawę, ze znajomymi do knajpy w piątkowy wieczór i rozmawiać z ludźmi o czymś innym niż kolejne substancje, jakie ładuję i / lub planuję sobie władować do żyły.

dawno nie widziałam louise, ale ostatnio zaczynam wyczuwać jej obecność.
bardzo mocno, to niemalże wyczuwalny oddech na ramieniu i subtelny zapach cynamonu i cytrusów.
mogłaby wrócić, może ona by mnie wyciągnęła z tego.
może nawet na zawsze.

ładna noc dzisiaj, a ja jestem młoda i wyniszczona.
ale może jednak to jest ta noc, po której wszystko się zmienia.

bo skoro jest wiara, jest siła, motywacja też, a brakuje tylko celu, to może właśnie dziś, ten cel się pojawi i będzie piękny, wartościowy oraz warty każdych starań.

wolałam być bulimiczką niż narkomanką, mimo że to drugie jest zdecydowanie przyjemniejsze.



louise, piękna, tęsknię za Tobą, mogłabyś wrócić i mi pomóc ogarnąć jakikolwiek aspekt życia.

proszę, przestań się już kryć, wyłaź spod tego łóżka, przestań się chować i czekać, aż będzie za późno, by cokolwiek zmienić.

louise fortis. przyznałam Ci nazwisko, należy Ci się.
tylko wróć i mi pomóż.
proszę.


ps. 
płakałam wczoraj. z bólu, po czymś w rodzaju kłótni z m.
jakże piękny to był płacz!
jak bardzo zapomniałam, jak to jest płakać z miłości!
jak bardzo zapomniałam, jak mocno i prawdziwie można kochać!
to mnie uderzyło, jak mocny, gorący podmuch letniego powietrza.
wbrew pozorom - miłe uczucie: płakać, bo mi zależy.
bo nareszcie mi na kimś zależy. cholernie mocno zależy.
to ulga, że nie zapomniałam jak się kocha.

środa, 6 czerwca 2012

no title pt. XLI

czas na zmiany w życiu, a zmiany są takie, że znowu się odchudzam i znowu chodzę do monaru.
nudno, będę tak robić do usranej śmierci, ale 60kcal na śniadanie jest całkiem satysfakcjonującym osiągnięciem.
nowy monarowiec dupy nie urywa, czuję dystans, a to świadczy o tym, że terapeutą to on jest takim nijakim. chuj z tym, potrzebuję pomocy, bo inaczej skończę pod mostem ze szprycą w ramieniu i czyimś fiutem w dupie.

beznadzieja mnie otacza, a gołębie obsrały mi parapet.
cóż za wyjątkowo wulgarny dzień. z tej okazji ubiorę się wulgarnie, tak samo pomaluję i będę palić papierosa po męsku. a potem wrócę do domu i rozpłaczę się, już zupełnie kulturalnie, jak małe dziecko.
chodzimy po sinusoidzie, pamiętajmy o tym przy wstawaniu z łóżka.

niedziela, 3 czerwca 2012

no title pt. XL

nie wyjdę z tego, nigdy.
kolejne gówno, podane do żyły na jakiejś melinie.
nawet nie chcę wychodzić, ale cii.

nie wstyd ci narkomanko, nie żal ci
tych zmarnowanych chwil pięknych?


niczego mi już nie brakuje, niczego już mi nie potrzeba.
od teraz oficjalnie przestaję zabiegać o szczęście.
tu, na dole jest bezpiecznie.


feel free to join.
we have drugs.

archiwum.