sobota, 26 stycznia 2013

give me love.

w porywie naćpanego monologu przyznałam się przed samą sobą do swojego spierdolenia.
do obsesyjnej potrzeby kontrolowania siebie, swojego świata i wszystkich dookoła.
do wykorzystywania ludzi, do nieustannych manipulacji.

potrzebuję odrobiny czułości i spokoju.
cel już mam, realizację zaczynam od teraz.

teraz jest teraz.

piątek, 25 stycznia 2013

i don't wanna do this anymore.

kurwa.
jest wpół do siódmej, nie spałam całą noc, mam iść na jakieś zaliczenie, na które nic nie umiem, bo od dwóch miesięcy nie byłam na uczelni, wszyscy coś ode mnie chcą, a ja za chuj nie ogarniam, co się dookoła dzieje, przesypiam całe dnie, nie śpię całe noce i uśmiecham się, udając, że rozumiem, co się do mnie mówi.
brawo dolcze.
naprawdę brawo.
nawet nie mam już siły pisać pierdolonych wynurzeń z tego, co się dzieje w mojej głowie, bo zrobił się tam taki burdel, że sama zaczęłam olewać to, co myślę. dla świętego spokoju.
nie liczę już ilości wypitych energy drinków, które stały się podstawą mojej piramidy żywieniowej.
nie liczę już kurw rzuconych w trakcie próby jakiejkolwiek nauki.
niczego nie liczę, dobrze, że jest weekend, schleję się w trzy dupy; tak jakbym nie zrobiła tego wczoraj. barman tak przejął się moją historią, że postawił mi chyba z dwadzieścia kolejek na koszt firmy. najwyraźniej wyglądałam na bardzo potrzebującą. smutne.
ale spoko kurwa ogarnę wszystko, zrobię każdą pierdoloną rzecz jaka jest do zrobienia.
zrobiłam się bardzo wulgarna przez ten cały stres, trudno, życie kurwa.

okay, już się trochę uspokoiłam.
za dużo we mnie tej frustracji, złych uczuć, wyrzutów do całego świata.
idę wysuszyć włosy, pójdę na uczelnię i postaram się cokolwiek ogarnąć.

wtorek, 22 stycznia 2013

i nieważne.

przecież ja nadal kocham.
było źle, byłoby nadal źle, ale powyższe jest niezmienne.
duże ilości narkotyków to przytłumiły.
duże ilości narkotyków nas odczłowieczyły.
robiliśmy rzeczy, do których na trzeźwo nigdy nie bylibyśmy zdolni.
teraz tak bardzo to widzę.
teraz! gdy spaliłam za sobą most, gdy nie ma drogi powrotu, gdy wszystko skończone i zamknięte w sposób nieodwracalny.


daj mi, dajmy sobie jeszcze jedną szansę.
zacznijmy wszystko od nowa.

cześć, umiesz podawać i.v.? bo mam buprę i wiesz... [...]

to be continued.

piątek, 18 stycznia 2013

the fear has gripped me but here i go.

coś tam, ktoś tam i oto jestem z nowymi przemyśleniami.
ogarnianie życia jest całkiem fajne, a wyrzuty sumienia najwyraźniej mijają.
może nawet ogarnę naukę na kolokwium jutro.
mimo że jest trzecia nad ranem, a ja zajmuję się kolejnym wpisem tutaj.
mam energy drinka, więc dam radę.

tak więc coś się zmienia w bardzo dobry dla mnie sposób i jestem z tego szczerze zadowolona.
myśli samobójczych brak.
w końcu brak.
jednak trip na 25i-nbmd trochę mi pomógł. albo towarzystwo, w którym je zażywałam.
jeden pies, nie to się teraz liczy.
liczy się to, że pierwszy raz od dłuższego czasu jest dobrze i całkiem stabilnie bez poczucia, że złapałam się w okres jakiejś manii.

a teraz wybaczcie, czeka mnie ciężkie pięć godzin z pochodnymi, które w sumie umiałam, ale niewiele z nich pamiętam. energy drink przygotowany, idę zrobić kurczaka i dam spokojnie radę.
no bo jeżeli ja nie dam, to kto inny to zrobi?
zwłaszcza na spokojnie.
taki kurwa dzisiaj ze mnie zen.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

shame on me now.

musiałam tak postąpić, prawda?
dobrze zrobiłam.
muszę w to wierzyć.

can't see the light.

wszystko ostatecznie zakończone.
przestałam umieć pisać.
to straszne.
pustka.

piątek, 11 stycznia 2013

no title pt. L

ucieczka i ulga.
nie wiem, czy cokolwiek więcej jest teraz w mojej głowie.
nie wiem, czy cokolwiek jeszcze jest teraz w mojej głowie.

błoga niewiedzo, trwaj w mojej głowie, dawaj mi spokój i poczucie bezpieczeństwa, trwaj, trwaj, trwaj!


tak jakby... już nigdy.

środa, 9 stycznia 2013

kiedy nie chcesz już śnić cudzych marzeń.

cześć, to ja, magda.
trochę się oszukiwałam ostatnio.
ostatnio cały rok.
nadszedł nowy, więc, śladem reszty internetowych pamiętników, zrobię podsumowanie.

co się wydarzyło?
zostałam pełnoetatową narkomanką.
wplątałam się w związek bez perspektyw z narkomanem.
zaliczyłam swój pierwszy detoks.
zdałam bardzo dobrze maturę, dostałam się na wymarzone studia, które potem praktycznie kompletnie olałam.
żyłam w kłamstwie, wierząc, że wszystko się ułoży.
straciłam większość przyjaciół.
zrozumiałam, jak bardzo warto ufać rodzicom.
zeszłam na totalne dno, o którym czytałam w książkach o ćpunach.
napisałam czterdzieści postów na blogu, czterdzieści zapisów emocji, które towarzyszyły mi przez ten cały czas.


wczoraj coś we mnie pękło.
pękło tak mocno, że przepołowiło mój świat na pół, a ja pozostałam w pustej przestrzeni między tymi połówkami świata.
tak, to już ten czas, kiedy przyznaję się, że kompletnie nie poradziłam sobie z samodzielnym życiem, że potrzebuję mamy, by zebrała okruchy mojego życia i powoli ułożyła je w sensownie wyglądającą całość. jeszcze tylko dwa dni.
dwa dni i wszystko powoli zacznie odnajdywać swoje miejsce, a wówczas może i ja odnajdę swoje miejsce.
z daleka od narkotyków, z daleka od toksycznych relacji i ludzi wmawiających sobie, że wszystko jest okay, kiedy życie sypie im się na łeb.

archiwum.