czwartek, 27 listopada 2014

no title pt. LXX

ponadprzeciętnie wygrałam.
jakoś tak lżej mi jest i chyba gdzieś tam w środku jakaś duma kiełkuje.
przyjemnie mieć wiosnę w sercu, zwłaszcza na jesień.

wtorek, 25 listopada 2014

i belong to the road now.

to małe pluszowe zawiniątko schowane gdzieś głęboko zaczęło szczerzyć kły.
jest o wiele bardziej niebezpieczne, niż zakładałam, a ja wracam do chorych schematów, od których wiecznie uciekałam. o dziwo, cofam się aż do czasów gimnazjum, pomijam nieistniejące, ale tkwiące w pamięci ciągoty do igieł i opiatów.

nie zrozumcie mnie źle, nadal chcę, żeby oprowadził mnie po mieście, tak znowu w kurwę daleko i z powrotem. czuję każdy swój błąd w kościach, każdy atom we mnie wariuje, bo nie w tym miejscu chciałabym się teraz znajdować. od jutra spierdalam w pizdu, mam tego dość, a ty przestań się kurwa dopytywać o co mi chodzi, bo sama nie mam za grosz pierdolonego pojęcia, a tym bardziej siły, by prowadzić jakąkolwiek analizę swoich myśli.

niedziela, 16 listopada 2014

sip a bit more.

ostatnio wódka jest jak tlen. piję i nagle mogę oddychać. narkotyki mnie doszczętnie znudziły i z dnia na dzień co raz bardziej rozczarowują. natomiast życie przestało.
dawno tak bardzo nikomu nie ufałam.

czwartek, 6 listopada 2014

shouldn't talk about it.

życie biegnie za szybko, z moją chujową kondycją nie jestem w stanie dotrzymać mu kroku. w panice szukam skrótów i bocznych dróg, przez co ciągle wpieprzam się w co raz to większe kłopoty. jestem wiecznie spóźniona, nieprzygotowana i za trzeźwa na konfrontację z czymkolwiek poza moim mieszkaniem. tak kurwa, wiem, że mam o wiele więcej niż zwykli studenci w moim wieku, ale nadal chcę więcej, ciągle wymagam od siebie więcej niż powinnam, w końcu grunt pali mi się pod nogami, bodźce z zewnątrz zdają się podpalać mi nogi, znajduję ukojenie w spaniu po dwanaście godzin dziennie. dziś zerwałam się z łóżka i szamocząc się z pościelą wykrzyczałam w duchu parę bezsensownych frazesów, które miały zmotywować mnie do życia. kac nadal lekko pulsuje w głowie. pierwszy raz od dawna spiłam się na smutno. pół litra wódy i byłam zaledwie lekko podpita; nie rzygałam alkoholem, lecz życiem.

w ten weekend stracę kontrolę, by na powrót ją odzyskać. zniszczę się do szpiku kości w ten słodki i w gruncie rzeczy odpowiedzialny sposób. paradoks mojego życia: kontrolowany upadek, mający na celu odzyskanie kontroli i zapobiegnięcie upadkowi.
w mieszkaniu jest zdecydowanie za ciemno, brakuje mi słonecznych dni.

archiwum.