czwartek, 30 czerwca 2011

no cars go.

to takie momenty, kiedy nie ma nikogo w domu, ciągle pada i można płakać tak głośno, jak się chce, bo i tak nikt nie usłyszy.
to takie momenty, gdy ból sięga apogeum, a świadomość tego, co się zniszczyło jest zbyt silna, przeszkadza oddychać.
to takie momenty, gdy tlen przeszkadza, gdy mogłoby go nie być, gdy w zasadzie mogłoby nie być niczego, a i tak bym się nie przejęła.
takie momenty, gdy nie zależy na niczym, gdy mam ochotę rzygać, gdy słowa 'na zawsze' tracą swój sens; ostatecznie i do końca.
jest zimno, mimo tych dwudziestu paru stopni.
pójdę do parku i poszukam wspomnień, będę płakać jeszcze głośniej i przeklinać swoją głupotę.
gesty przeczą słowom, gdy mówię, że dam radę, a tak naprawdę nie daję.

kolejny miesiąc nie daję rady.

wtorek, 28 czerwca 2011

act nice and gentle.

'jak już jesteś, to weź zostań'
'na ile?'
'na zawsze'
'spierdalaj, mówiłem ci coś o tym'

tak wiem.
mówisz to za każdym razem i za każdym razem ja wyrzucam to z pamięci.
tak na wszelki wypadek, żeby nie zabolało, jak już do mnie to dotrze.

niedziela, 26 czerwca 2011

i see him there.

szukam bliskości i emocji w zdjęciach i tekstach.
tworzę nowy świat, złożony z erotycznych zdjęć, tekstów o miłości i luksusowych ubrań.
niejedzenie napełnia mnie siłą.
czuję wyższość, przerastam innych ludzi, oni nic nie wiedzą o życiu.

a co ja wiem?
wszystko.
bo czego tak naprawdę jeszcze nie przeżyłam?
heroinowego snu?
nie, dziękuję, pewne przeżycia świadczą o głupocie i są zbyt kosztowne.
muszę stąd uciec, tu jest za dużo wspomnień.
może się uda, może się uda, dlaczego znowu chce mi się płakać?

sobota, 25 czerwca 2011

never change my mind.

zainspirowałam się.
czym?
otarciem się o śmierć, wspomnieniem, spacerem.
dzisiaj uświadomiłam sobie, że siedzę w tym bagnie ponad cztery lata.
ponad cztery.
jak bardzo mnie to wyniszczyło.
jak bardzo wyniszczyły mnie marzenia.
i złudzenia.
nie powinnam marzyć.
nie jem. zagłodzę się dla Ciebie, dla Ciebie przestanę oddychać, dla Ciebie przestanę czuć, dla Ciebie stanę się wrakiem człowieka, dla Ciebie będę miała to, na co, w Twych oczach, zasługuję.
będę żyć na krawędzi.

ot, dziewczyna pogranicza.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

ache keeps on inside.

ona nie wróci do domu.
upadnie na kryształową posadzkę zalaną krwią.
ale nie wróci, prawdopodobnie nigdy.

niedziela, 19 czerwca 2011

lost in the song.

kompleksy sięgają apogeum.
panika, że nie mam dostępu do łazienki, bo matka farbuje włosy, a ja muszę rzygać, jest mi niedobrze, muszę rzygać.
przecież zwariuję do końca, o ile jeszcze tego nie zrobiłam.

widzę to w Twoich oczach, Ty już straciłeś zmysły i czekasz na mnie.

piątek, 17 czerwca 2011

song and emotion.

koniec związku jest jak śmierć, o której wie tylko dwoje ludzi.
ginie całe życie, wspomnienia, wspólne miejsca, kłótnie i chwile czułości.

wszystko ginie, a ja idę wyładować nadmiar pozytywnej energii na rolkach.
boże, nienawidzę pozytywnej energii.
i znowu zapomniałam wziąć antydepresantów, cholera.

wtorek, 14 czerwca 2011

so high in the sky.

karmię się nadzieją.
nadzieja daje mi niesamowite szczęście.
nie powinnam, wiem.

ale czuję się szczęśliwa, gdy ze mną rozmawiasz.

to źle, prawda?

uderzę o dno. strasznie mocno, czuję to.

niedziela, 12 czerwca 2011

ze strachu nie da się oddychać.

lato?
jakie lato?
alkohol, papierosy, narkotyki i wszechobecny strach.
mam dość życia w strachu.
w nieustannej panice, że coś się zaraz stanie, że zaraz zemdleję albo umrę i nie będzie niczego, nikogo, a zwłaszcza Ciebie.
bywam. czasami tam jeżdżę.
dzisiaj chyba jest ten dzień.
dzień na spacer wśród wspomnień.
trasą spod hotelu, pod mostem kolejowym, przez rzekę, wśród drzew.
tutaj pierwszy raz wziąłeś mnie za rękę. tam, na tamtej trawie całowaliśmy się pierwszy raz. pamiętasz, jak się bałeś? potem nasze drzewo, jedyne, które zostało na wałach. jeszcze raz rozglądam się za zegarkiem, który kiedyś tam zgubiłam.
śniło mi się, że wziąłeś mnie za rękę, poszliśmy do Ciebie i było tak spokojnie. potem tylko się mocno przytuliłam, najmocniej jak umiałam i znowu obudziłam się ze łzami w oczach.
mój organizm jest wykończony całą chemią, którą go faszeruję.

zadzwoniłeś. czułam miękkość Twojego głosu, dawno taki nie był.
dawno nie byłam tak szczęśliwa.

cholera, znowu zaczynam się bać.


boję się szczęścia.

sobota, 11 czerwca 2011

no title pt. XXVII

nie ma o czym pisać, nie ma o czym śpiewać.

przez siedem dni hajcowałam się czym się da - byleby nie być trzeźwą.
alkohol, narkotyki, miliony papierosów.
odpłynęłam, płakałam tylko raz i miałam tylko dwa napady panicznego lęku.

patrzyłam swoimi ogromnymi źrenicami ludziom prosto w oczy i czułam pogardę.
byłam ponad nimi.

dzisiaj jestem
trzeźwa.

jestem zeszmaconym strzępkiem człowieka z chrypką i cerą zniszczoną od środka rozpuszczalnikiem.
niemalże wrak człowieka.

dalej kocham, tak samo mocno.

archiwum.