czwartek, 24 kwietnia 2014

and it's hard to love.

przydałoby się porzucić swoją tożsamość. tak na godzinę, może dwie. umożliwiłoby to szybkie i sprawne ustalenie priorytetów, spisanie ich na kartce albo lepiej na kamiennych tabliczkach, by móc przypieprzać sobie nimi w łeb za każdym razem, gdy zapomni się o ich kolejności. przydałoby się to wszystko zrobić, bo aktualnie wszystko mi się rozmywa i zlewa w jakąś bliżej nieokreśloną masę, z której od czasu do czasu coś wyciągam w nagłym zrywie do pracy nad moim życiem. nic mi to nie daje, wydobyty urywek rzeczywistości zawsze będzie tylko jej małym nieznaczącym fragmentem; żeby coś z tych skrawków poskładać potrzebowałabym wyciągnąć ich na raz co najmniej pięć, a nie czuję jakbym miała na tyle sił, by podołać takiemu wyzwaniu.

dwa dni temu miałam urodziny. wszystko się zmieniło przez ten rok, chyba nawet w dobrą stronę, a mimo to nie straciłam w tym siebie. nie jestem pewna czy to dobrze, ale jakoś łatwo się oddycha ostatnio, odbieram to jako sygnał, że nadal zmierzam w dobrym kierunku. powoli przychodzi czas na stabilizację całego życia oraz określenie jego ogólnego toru i w zasadzie to pierwszy raz od dawna czuję się na to gotowa i pewna, że mam z kim ten tor wybierać. pojawiła się nawet myśl, że może w końcu przestanę uciekać przed samą sobą. na razie staram się ją oswoić, by podeszła, a potem zadomowiła się w mojej głowie na dłużej i zaczęła zawzięcie domagać się realizacji. tymczasem jednak tylko uśmiecham się do niej i daję rękę do powąchanie licząc, że w końcu się o nią otrze.
przeczuwam tylko, że nie zrobi tego, dopóki jest tutaj louise, a ta ostatnio pozwala sobie na zbyt wiele. albo ja jej na to pozwalam. naprawdę nie wiem co gorsze, ale fakt, że ostatnio ma znaczący wpływ na moje decyzje zaczyna mnie niepokoić. chociaż miło jest nie musieć samej decydować w sprawach, w których za porażkę płaci się bardzo drogo i boleśnie.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

world is yours.

powinno się mnie złapać i trzymać mocno, bo mam tendencję do rozpadania się, gdy ktoś jest zbyt blisko. do rozpadania się na jebany pył i to nie taki mieniący się we wschodzącym słońcu, ale taki, który osiada za starą szopą na podwórku, bo nikt jej nie odwiedza. nikt tego nie zrobił przez ostatnie parę dni, więc siadła mi psychika i czuję, że powinnam uciec zanim wybuchnę rozrywając świat wokół mnie na części. plan na dziś to dubstep, alkohol i może jakieś miłe dodatki, muszę się zresetować.

could have given me something.

znowu zawracam. wymieniłyśmy z louise znaczące uśmiechy, widzę ją wyraźniej niż kiedykolwiek, mogłabym ją narysować, zrobię to choćby jutro, tym razem wiem, że się uda.

sobota, 19 kwietnia 2014

don't make me your enemy.

przegięłam, boję się samej siebie, zwłaszcza tego, że jestem zdolna do wszystkiego.
mam pewien plan naprawy tego całego syfu, aczkolwiek wątpliwości jego dotyczące zdają się mnie hamować. niedługo się ich pozbędę, wtedy zrobię totalny rozpierdol i przemeblowanie.

czwartek, 17 kwietnia 2014

i can't choose.

wygrałam dzisiaj. z samą sobą, a to przecież bardzo trudne.
widzę jak niszczą się ludzie dookoła mnie, a ja razem z nimi, niewiele mogąc na to poradzić. dzisiaj jednak coś we mnie się zbuntowało, zaczęło się drzeć, że kurwa przecież nie mogę tak żyć, bo zwariuję, bo skończę gorzej niż wcześniej, mimo że wydaje mi się to teraz mało prawdopodobne.
związek okazał się być przy moim aktualnym stanie psychicznym większym wyzwaniem, niż zakładałam i czuję, że cały czas balansuję na granicy załamania nerwowego. potrzebuję ostrego szarpnięcia, żeby od tej krawędzi odejść, nie wiem czy stać mnie jeszcze na taki zryw; na razie zbieram na niego siły. dobrze, że jutro wracam do domu, odpocznę trochę od tego całego toksycznego syfu, w jakim się babram.

środa, 9 kwietnia 2014

no title pt. LXV

ósma rano po nieprzespanej nocy to zdecydowanie zła godzina. wychodzi wtedy ze mnie całe zmęczenie i nie mam najmniejszej ochoty w jakikolwiek sposób funkcjonować, a już zwłaszcza przykładać się do pisania sprawozdań na zajęcia. mam ostatnio lekki kryzys, znowu jestem permanentnie przemęczona i najchętniej spałabym całymi dniami olewając większość potrzeb swojego organizmu. dzisiaj chcę jednak dać radę, nie zawalić niczego, przetrwać i paść wieczorem na łóżko z poczuciem dumy, że koniec końców poradziłam sobie przez jeden pierdolony dzień.
nie wiem czy sobie poradzę, ale przynajmniej spróbuję.
przynajmniej mam kogoś, kto się mną opiekuje. to motywuje do radzenia sobie na co dzień, bardziej niż się spodziewałam.

wtorek, 8 kwietnia 2014

maze of infinity.

przewracam się w łóżku myśląc o Tobie, a ponieważ Ty robisz to samo, możemy uznać, że tę noc też spędziliśmy razem.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

about you.

uświadomiłam sobie, jak ogromne szczęście mam. coś niesamowitego, rozpiera mi głowę i sprawia, że nie mogę spać, a piękne jest to, że wiem, że tak będzie zawsze. tym razem jestem tego pewna. bardziej niż czegokolwiek wcześniej w życiu.
niech tak już będzie zawsze, błagam, nigdy wcześniej nie byłam tak szczęśliwa.

wtorek, 1 kwietnia 2014

for empiness i cried.

umarłam w środku.

archiwum.