czwartek, 21 listopada 2013

you think you need.

zmęczona jestem i trochę chce mi się płakać z tego zmęczenia.
niby wczoraj mówiłam, że żadna różnica, czy jesteś pięćset czy pięć tysięcy kilometrów ode mnie, ale jednak nie miałam racji. jesteś dalej, więc czuję, że muszę tęsknić mocniej; przytulam się do poduszki i chyba oczy zachodzą mi łzami, a jednocześnie jest tak ciepło i bezpiecznie, bo wiem, że wrócisz, uśmiechniesz się do mnie i będzie okay. pójdę na spacer, księżyc i niebo są wszędzie te same, tak naprawdę to jesteś niedaleko. o tutaj, zaraz obok, tak w zasadzie to przy mnie, niezależnie od odległości. cóż za przyjemna świadomość.

wtorek, 19 listopada 2013

only for tonight.

wczoraj był piękny księżyc. przesłaniały go lekkie, półprzeźroczyste chmury. różowo-niebiesko-zielone. nie mogłam oderwać od niego oczu, chciałam zadzwonić, powiedzieć komuś o tym, ale... nie zrozumiałbyś, tak mi się wydaje. nie mamy nawet wspólnych marzeń, dlatego też nie widzę powodu, dla którego miałbyś w takim razie pojąć fakt, że kolory nocy są tak przepiękne, że chcę się nimi podzielić z osobą, którą kocham, nie zwracając uwagi na to, która jest godzina.

jaki jest sens zarywania z Tobą nocy, skoro nawet nie patrzymy się na pieprzone gwiazdy?

jeszcze nie jest jasno, ale czas coś zadecydować, związać, złączyć, rozstrzygnąć. naprawdę trzeba coś postanowić, bo powoli przestaję mieć cokolwiek do powiedzenia oprócz tego, co zwykle.

wtorek, 12 listopada 2013

i thought that you'd be here by now.

nie tak to sobie wyobrażałam, zdecydowanie nie tak. nie twierdzę, że jest tragicznie ani nic w tym stylu, po prostu większość kwestii związanych z Tobą wyminęła się znacząco z moimi, nazwijmy to 'założeniami', a to sprawia, że nie umiem zdecydować czy aktualny stan rzeczy mi naprawdę nie pasuje czy najzwyczajniej w świecie ciężko mi pogodzić się z tym, że coś idzie niezgodnie z moim planem.

a tak naprawdę to cały czas żyję w strachu, że mnie zranisz. nawet nieumyślnie, ale zranisz. robisz to czasami, przypadkiem. rzucasz parę słów, które dla Ciebie nic nie znaczą, bo nie wiesz, że huczą mi w głowie przez kolejne tygodnie i sprawiają, że oczy zachodzą mi łzami. Ty nawet tego nie dostrzegasz. mam ochotę zrobić jakiś wielki rozpierdol, tylko po to, żebyś usiadł ze mną i mnie przytulił. potrzebuję bliskości, nie pouczeń.

wtorek, 5 listopada 2013

no title pt. LXII

ostatni miesiąc był tak cholernie intensywny, że nawet nie zdziwiło mnie poczucie wypalenia, które dzisiaj nadeszło. trzymało mnie całą noc i dzień, ściskając żołądek i uniemożliwiając względnie normalne funkcjonowanie. przeszło dopiero parę godzin temu, po rozmowie z jedną bliską mi osobą, zostawiając po sobie dwie refleksje. 'jakim cudem mogę być tak ambitna i leniwa jednocześnie?' i 'omójbożejestemzakochana'. ta druga nie jest specjalnie wielką udręką, natomiast pierwsza jest mocno złożonym problemem, nad którym ciężko mi pracować. zwykle zacinam się w momencie, gdy muszę wstać o siódmej rano, by cokolwiek załatwić. jednakże wszystko się zmienia, mam większe poczucie obowiązku i kogoś, przy kim po prostu głupio mi nie ogarniać. dlatego zaczęłam zapieprzać na studiach, chyba w życiu jeszcze tyle się nie uczyłam, co przez ostatni miesiąc.
chyba w życiu nie udawało mi się realizować tylu swoich pomysłów i założeń.
piękne są te momenty, kiedy jestem podłamana i wykończona psychicznie, a jednocześnie doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że jestem szczęśliwa, że wystarczy jeden telefon i wszystko, co złe zniknie.
nadspodziewanie przyjemny ten wieczór, patrząc z perspektywy tego, jaki rozpierdol miałam rano w głowie.

sobota, 2 listopada 2013

i'm stopping by.

chyba doszłam do momentu, gdy mogę zacząć pracować nad detalami, które mogą uczynić mnie już tylko bardziej szczęśliwą. mam wszystko i naprawdę nie wiem powoli co ze swoim szczęściem zrobić, a ono mnie rozpiera i wypełnia każdy moment mojego życia.
nawet głupią fizykę rozumiem.

próbuję sobie przypomnieć czy już kiedyś żyłam w ten sposób, czy po prostu zawsze o tym marzyłam. ostatnio siedziałam w jakimś zaułku ze znajomymi. piliśmy w trójkę wino rozmawiając o wszystkim i niczym. druga w nocy i my. piękny moment. oby takich jak najwięcej, bo to sprawia, że chcę się spełniać i realizować w każdej kwestii. nie wierzę, że tak szybko dało radę wyjść z totalnego dna i wspiąć się na wyżyny swoich możliwości. wyżyny, bo szczyty to jeszcze nie są, ale dajcie mi trochę czasu. jestem w takim miejscu, że powrót na dół, na dno, wymagałby naprawdę sporego wysiłku włożonego w rozwalanie wszystkiego dookoła z pełną premedytacją, a tego zdecydowanie nie mam w planach.
nigdy.

archiwum.