chyba doszłam do momentu, gdy mogę zacząć pracować nad detalami, które mogą uczynić mnie już tylko bardziej szczęśliwą. mam wszystko i naprawdę nie wiem powoli co ze swoim szczęściem zrobić, a ono mnie rozpiera i wypełnia każdy moment mojego życia.
nawet głupią fizykę rozumiem.
próbuję sobie przypomnieć czy już kiedyś żyłam w ten sposób, czy po prostu zawsze o tym marzyłam. ostatnio siedziałam w jakimś zaułku ze znajomymi. piliśmy w trójkę wino rozmawiając o wszystkim i niczym. druga w nocy i my. piękny moment. oby takich jak najwięcej, bo to sprawia, że chcę się spełniać i realizować w każdej kwestii. nie wierzę, że tak szybko dało radę wyjść z totalnego dna i wspiąć się na wyżyny swoich możliwości. wyżyny, bo szczyty to jeszcze nie są, ale dajcie mi trochę czasu. jestem w takim miejscu, że powrót na dół, na dno, wymagałby naprawdę sporego wysiłku włożonego w rozwalanie wszystkiego dookoła z pełną premedytacją, a tego zdecydowanie nie mam w planach.
nigdy.
sobota, 2 listopada 2013
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
archiwum.
-
►
2017
(19)
- ► października (1)
-
►
2016
(14)
- ► października (1)
-
►
2015
(51)
- ► października (2)
-
►
2014
(79)
- ► października (8)
-
►
2012
(40)
- ► października (4)
-
►
2011
(85)
- ► października (3)
Życzę Ci, aby tak pozostało.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam