wtorek, 15 października 2013

can we pretend.

muszę przyznać, że takiego obrotu spraw nie przewidziałam.
nie twierdzę, że źle się to wszystko potoczyło, jestem jedynie tym zaskoczona, a zwłaszcza faktem, że czuję się bezpiecznie w tym bałaganie.
szkoda, że nie mogę tej chwili zamknąć do pudełka i tylko od czasu do czasu ją wypuszczać, by przypomnieć sobie, jak wyglądała.
nastała wyjątkowo piękna jesień, delektuję się nią. chciałabym, żeby jedna osoba była teraz przy mnie, żebym mogła się niczym nie przejmować i tylko oddychać. zamknąć oczy i oddychać. powoli, głęboko, gloryfikując każdy oddech. przepełnia mnie melancholia, dużo scen z przeszłości staje mi przed oczami; o dziwno nawet te smutne i nieprzyjemne wywołują lekki uśmiech.
to będzie dobry tydzień.

środa, 9 października 2013

don't you worry child.

wspominam trochę i nie wiedzieć czemu, czuję się jak w bajce.
to były piękne chwile, zdecydowanie. widzę to dopiero teraz, z perspektywy czasu. minęło już przecież parę lat i przestało boleć. najmilej wspominam chyba momenty, gdy mówiłam tylko 'wiesz?', a on odpowiadał 'wiem. ty też wiesz, prawda?', a ja dawałam znać uśmiechem i skinieniem głowy, że oczywiście, że tak. nie trzeba było mówić nic więcej. czasami tylko się patrzyło i oboje wiedzieliśmy. chciałabym jeszcze kiedyś przeżyć coś takiego. nie popełnić tych samych błędów, co wtedy.
nie będę spać dzisiaj, nie mam ochoty. doczekam świtu, wezmę prysznic, ubiorę się i pójdę na zajęcia.
świat się uspokoił, nie wali mi się już na głowę z taką częstotliwością i intensywnością jak niegdyś.
szkoda, że nadal odczuwam niezaspokojoną potrzebę dramatu, przecież w moim aktualnym stanie to kompletnie nie współgra z otoczeniem.
ciekawe na ile naprawdę jest wszystko w porządku, a na ile tylko udaję, że tak jest. jestem pewna tylko tego, że ostatnimi czasy moje myśli coraz rzadziej zagłuszają słowa wypowiadane przeze mnie i innych. coś przestało we mnie krzyczeć, delektuję się tą ciszą, jest naprawdę błoga.

poniedziałek, 7 października 2013

do i wanna know.

przerażają mnie niektóre moje pomysły. ludźmi można manipulować tylko do pewnego stopnia. bardzo łatwo jest przegiąć na tyle, by zorientowali się co się dzieje, a ja balansuję na tej granicy. dość zwinnie, muszę nieskromnie przyznać, bo mam sporo doświadczenia w tej kwestii. bynajmniej nie mogę uważać się za niepokonaną i muszę choć trochę uważać.
manipulacja to bardzo skomplikowany i delikatny proces, to psychologiczna wersja neurologicznej operacji. trzeba być precyzyjnym, planować każdy najmniejszy ruch, bo jedno nieprzewidziane drgnięcie powoduje kaskadowe rozpierdolenie się wszystkiego dookoła, bardzo często nieodwracalne, a im głębiej się w to wchodzi, im bardziej się w to wszystko brnie, tym ryzyko jest co raz większe. czasami się boję, że wszystko się posypie w drobny mak, ale z drugiej strony, jedyne moje manipulacje, które zobaczyły światło dzienne to te, do których sama się przyznałam, by stworzyć kolejne, jeszcze bardziej zawiłe i przyprawiające przeciętnego zjadacza chleba o dreszcze.
nie potrafię już inaczej, stworzyłam misterną siatkę kłamstw i powiązań, która często indukuje problemy. wyplątanie się z tej sieci jest praktycznie niemożliwe, więc tkam ją dalej, pokrywa już ona całe moje życie i tworzy zabawną dla postronnej osoby iluzję kontroli.

wracam do swojego mieszkania, by kontynuować rozpoczęte miesiąc temu dzieło. liczę, że w ten weekend wydarzy się parę rzeczy, które... w zasadzie to nie wiem co miałyby zmienić. waham się nad użyciem słowa 'wszystko', ale czuję, że jest ono w tym przypadku nieprawdziwe. 'życie' też się nie nadaje. więc co mają niby zmienić? chyba chodzi o to, że jeżeli sprawy pójdą po mojej myśli to przestanę się bać. zacznę się czuć bezpiecznie bez nadmiernej kontroli każdego aspektu mojego życia. zobaczymy, na razie muszę skupić się na uczelni i znalezieniu nowego laptopa, bo ten już ledwo daje radę nadążyć za moimi myślami.

sobota, 5 października 2013

that kind of love just ain't for us.

wróciłam, tak do końca.
z całą siłą, blaskiem w oczach, ed i każdym szczegółem, który jest częścią stworzonej przeze mnie perfekcyjnej kreacji.

powietrze jest jakieś takie ciężkie i ciepłe. duszne, trochę jak na strychu latem. pachnie starością i czerwienią. kontury lekko falują.

nie kocham nikogo, jestem znowu wolna, a to daje mi siłę.
niesamowitą siłę.
znowu zmanipulowałam świat, nagięłam go do swoich zasad, to reszta musiała się dostosować do mnie. mój plan jest dopracowany w każdym najdrobniejszym szczególe i nie przewiduje jakiejkolwiek porażki. jak zwykle.

nigdy mnie nie będziecie mieć,
lamusy.

archiwum.