nie lubię tej pustki, która następuje w momencie zamknięcia za sobą drzwi i trwa, w zależności od zaistniałych okoliczności, dzień albo dwa. doskonale zdaję sobie sprawę, że to cisza przed burzą, delikatny odpływ zwiastujący ogromną i niszczącą falę. mogę tylko czekać i zabijać czas przenoszeniem w bezpieczne miejsce tego, co jeszcze mi zostało z nadzieją, że ocaleje.
z nieprzyjemnym napięciem mięśni czekam na to uderzenie bólu. to czekanie na wyrok, który z góry jest wiadomy: zwali mnie z nóg, połamie kolana i pozostawi leżącą i skuloną w kłębek.
do tego dochodzi to puste miejsce w środku, z którego powynosiłeś sporo ważnych elementów. czym mam je zapchać? powiedz mi, proszę, bo naprawdę nie wiem, a to miejsce pali żywym ogniem, dającym jasno do zrozumienia, że tylko czeka na moment, by zająć całe ciało i umysł. powiedz coś, cokolwiek, liczę na to. w zasadzie to tylko na tym opieram nadzieję, jaka jeszcze mi pozostała.
czwartek, 7 maja 2015
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
archiwum.
-
►
2017
(19)
- ► października (1)
-
►
2016
(14)
- ► października (1)
-
▼
2015
(51)
- ► października (2)
-
►
2014
(79)
- ► października (8)
-
►
2013
(82)
- ► października (4)
-
►
2012
(40)
- ► października (4)
-
►
2011
(85)
- ► października (3)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz