piątek, 1 lutego 2013

i wonder if it even makes a difference to try.

czwarty wpis tego samego dnia wieje już desperacją. mogłabym zapisać chociaż jedno zdanie na papierze, a nie tylko wylewać swoje żale i pretensje do świata w internecie; przecież papier zniesie wszystko, jednakże już jakiś czas temu zamieniłam papier i długopis na klawiaturę, głównie dlatego, że ta ostatnia daje mi możliwość szybszego spisywania myśli, które przelatują mi przez głowę, nierzadko w horrendalnym tempie. o proszę, nawet zdanie wielokrotnie złożone mi się skleciło, zarywanie nocek najwyraźniej dobrze wpływa na moją kreatywność. olejmy już dzisiaj akapity i entery, pisanie jednym ciągiem też jest fajne, nie będę tworzyć sztucznych podziałów, aby pokazać samej sobie, że moje myśli są jednak poukładane. myslovitz to też dobry pomysł, smutne pipczenie dla trzynastolatek doskonale wpasuje się w klimat dzisiejszego dnia. trochę biednie to wszystko dzisiaj wygląda, ale ostatnio wszystko jest biedne i zdecydowanie nadużywam tego słowa w swoich wypowiedziach, więc ten wątek przemilczymy. planowo będę leżeć do oporu w łóżku, potem wezmę prysznic i jakoś się ogarnę, zanim przyjdzie ktoś, kto ma mnie ogarnąć, żeby myślał, że w sumie to wszystko jest okay i ta nieprzespana noc to efekt tylko i wyłącznie niepohamowanego przypływu kreatywności i grafomańskiej weny. usprawiedliwienie zarwanej nocki odbębnione, ekstra. jeszcze tylko muszę wymyślić wytłumaczenie, dlaczego przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny nie zrobiłam nic konstruktywnego, oprócz przeczytania bez jakiegokolwiek zrozumienia zestawu wykładów z chemii. a zresztą, przed kim mam się usprawiedliwiać, skoro sama nie mam w związku z tym większych wyrzutów sumienia. słowa tak kompletnie losowo spływają na klawiaturę, że aż mi się robi powoli wstyd za samą siebie. chyba czas na następną kawę. wrócę tu jeszcze dzisiaj, jestem tego pewna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

archiwum.