wydaje mi się, że to początkowe stadium mojego wymarzonego życia, bo przecież ono toczy się już teraz, to nie jest coś, co przychodzi nagle i zmienia wszystko. to proces, który wymaga regularnego doglądania i pracy, ale to akurat lubię.
wydaje mi się, że zeszłoroczne wydarzenia wpłynęły w dość zabawny sposób na moje interakcje ze światem. jako, że żyłam praktycznie w degeneracji, to nagle każda najmniejsza zrealizowana rzecz daje mi satysfakcję, poczucie dumy i radość. to są nawet takie pierdoły, jak wstanie przez dziewiątą rano czy umycie naczyń; po ogarnięciu jakieś ważniejszej sprawy chodzę uśmiechnięta przez cały tydzień.
coś mi skrobie w sercu, niby wiem co, ale to tłumię. na razie wolę czekać, to czekanie też jest przyjemne, chyba lepiej jest mi czekać niż usłyszeć prawdę.
lubię Cię.
nie za to, jak tańczysz
z moimi aniołami, lecz
lubię Cię za to,
jak dźwięk Twojego głosu
ucisza moje demony.
edit.:
kiedy Ciebie nie ma,
niewiele istnieje.
niewiele istnieje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz