sobota, 9 marca 2013

drop a heart, break a name.

jest coś magicznego w pisaniu w pociągu.
może poczucie ucieczki, a może po prostu kreatywny sposób na zabijanie czasu - tak czy siak, uwielbiam to, uśmiecham się. może przez słuchanie pop punku, który przywraca pozytywne wspomnienia, a może po prostu nagle odkrywam, że w zasadzie to jest okay i nie wiem, nad czym tak biadoliłam całą noc.

chcę już wiosnę, chcę iść poleżeć w trawie, w końcu.
chcę pogonić za słońcem, w końcu.
chcę robić wszystkie fajne rzeczy, o których zawsze mówię, że zrobię je wiosną.

poczułam ją już na moment w tym roku i przypomniałam sobie o tym, jaką frajdę może dawać.
zwłaszcza, że poprzednia wiosna i lato przeleciały mi koło nosa za kurtyną miliona różnych dziwacznych problemów, jakie tylko ja mogę mieć.

w tym roku nie będzie takich, wymyślę sobie inne, obiecuję.
boże, znowu nakręcam sobie jakąś zbyt pozytywną energię, ale trudno, lepsze to niż powolne rozważanie sensu swojej egzystencji.
zauważam świat poza swoją głową i staram się stać się jego częścią.

zeszłoroczne słowa próśb wznoszonych w niebo, są w tym roku słowami przeprosin.
życie jest słodsze, od kiedy nie ma Ciebie. o niebo słodsze.
tak więc... chyba jednak możesz wypierdalać, skarbie, już wiem, jak chcę żyć.

strasznie chaotycznie, wiem, ale myśli biegną w tempie szybszym, niż jestem w stanie przestukać je na klawiaturę, a kompletna rezygnacja z ich notowania byłaby dla mnie niedopuszczalnym niedopatrzeniem.
trudno, męczcie się, ja tymczasem lecę uśmiechać się do śniegu za oknem.
(mógłbyś już stopnieć, wiosnę chcę)

1 komentarz:

  1. Jest też coś dziwnego w pisaniu podczas bezsennych nocy, gdy myśli błądzą w nieznane wcześniej rejony. Cieszę się, że jest dobrze. Chcę byś zawsze o tym pamiętała i nie zatraciła się znów w świecie bez pamięci.

    w takim razie co z Twoim szantażem?

    OdpowiedzUsuń

archiwum.