za bardzo boli, za bardzo kurwa boli. nie umiem uciec tak, jak kiedyś to robiłam.
kurwa mać, boli.
zaciągam dym do płuc, powoli mielę go w sobie i nie bardzo wiem co dalej, więc wypuszczam go na wolność. pobiegłam bym przez noc do Ciebie, ale chyba nie mam po co. dotykam swojej szyi w miejscu, gdzie zwykle ją wąchałeś, czuję jak drżą mi palce i łamie się serce. nie umiem dalej nic postanowić, więc wegetuję. zlewam maksymalnie wszystko, co mogę, moje życie ograniczyłam do snu i pracy. nie potrzebuję niczego więcej. cokolwiek więcej powodowałoby myśli, myśli powodowałyby ból, marzę o tym, by biec do Ciebie.
kurwa mać, boli.
skończyły mi się fajki, nie umiem się pozbierać. zadzwoń i błagaj, bym wróciła, proszę, wiem, że tego chcesz i to dopierdala mi chyba najbardziej. świadomość, że pragniesz mnie tak samo mocno, jak ja Ciebie. świadomość, że mimo to jesteś na tyle rozsądny i sztywny, że nie przyjechałbyś tu teraz nawet, gdybym płakała i świadomość, że ja pobiegłabym przez całe miasto tylko po to, by sprawdzić czy oddychasz spokojnie i nie potrzebujesz mojej dłoni na swoim sercu.
kurwa mać, jak to cholernie boli.
piątek, 5 czerwca 2015
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
archiwum.
-
►
2017
(19)
- ► października (1)
-
►
2016
(14)
- ► października (1)
-
►
2014
(79)
- ► października (8)
-
►
2013
(82)
- ► października (4)
-
►
2012
(40)
- ► października (4)
-
►
2011
(85)
- ► października (3)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz