sobota, 27 lipca 2013

she's above the sky.

jest tak dobrze, spokojnie i szczęśliwie.
pogoda jest już tylko dopełnieniem do niemalże perfekcyjnej całości. wróciłam do tego chorego perfekcjonizmu, nikomu jeszcze o tym nie powiedziałam, ale znowu daję się ponieść swoim instynktom; to przecież takie przyjemne.
wczoraj poczułam się przez moment jak dziecko wchodząc z przyjacielem na niedostępny i nieużywany szpitalny balkon. paliłam na nim papierosy, a niebo miało ten charakterystyczny kolor, typowy dla nocy w wielkim mieście. to była jedna z tych chwil które mocno zapisują się w pamięci i tworzą zarys szczęścia, pewien motyw, do którego warto i trzeba powracać. czuję się cudownie łażąc - zarówno sama, jak i w towarzystwie tego wrednego dupka, którego cholernie lubię - po terenie szpitala, sprawdzając każde drzwi czy dziurę i gapiąc się na małe kocięta, które dokarmiają pracownicy. piękna beztroska, aż nie chce mi się wierzyć, że to naprawdę moje życie.
jest jeszcze jedno ważne uczucie, ale nie chcę o nim za bardzo pisać - nie tutaj i nie teraz, nie jest jeszcze ustabilizowane i, co gorsza, coraz trudniej jest mi z każdą chwilą coś w związku z nim wymyślać, a coraz więcej muszę zmyślać. więc zmyślam, przecież nie zaburzy to rytmu życia, w jaki wpadłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

archiwum.