jest tak dobrze, spokojnie i szczęśliwie.
pogoda jest już tylko dopełnieniem do niemalże perfekcyjnej całości. wróciłam do tego chorego perfekcjonizmu, nikomu jeszcze o tym nie powiedziałam, ale znowu daję się ponieść swoim instynktom; to przecież takie przyjemne.
wczoraj poczułam się przez moment jak dziecko wchodząc z przyjacielem na niedostępny i nieużywany szpitalny balkon. paliłam na nim papierosy, a niebo miało ten charakterystyczny kolor, typowy dla nocy w wielkim mieście. to była jedna z tych chwil które mocno zapisują się w pamięci i tworzą zarys szczęścia, pewien motyw, do którego warto i trzeba powracać. czuję się cudownie łażąc - zarówno sama, jak i w towarzystwie tego wrednego dupka, którego cholernie lubię - po terenie szpitala, sprawdzając każde drzwi czy dziurę i gapiąc się na małe kocięta, które dokarmiają pracownicy. piękna beztroska, aż nie chce mi się wierzyć, że to naprawdę moje życie.
jest jeszcze jedno ważne uczucie, ale nie chcę o nim za bardzo pisać - nie tutaj i nie teraz, nie jest jeszcze ustabilizowane i, co gorsza, coraz trudniej jest mi z każdą chwilą coś w związku z nim wymyślać, a coraz więcej muszę zmyślać. więc zmyślam, przecież nie zaburzy to rytmu życia, w jaki wpadłam.
sobota, 27 lipca 2013
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
archiwum.
-
►
2017
(19)
- ► października (1)
-
►
2016
(14)
- ► października (1)
-
►
2015
(51)
- ► października (2)
-
►
2014
(79)
- ► października (8)
-
▼
2013
(82)
- ► października (4)
-
►
2012
(40)
- ► października (4)
-
►
2011
(85)
- ► października (3)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz