piątek, 30 lipca 2010

najbardziej ciężkostrawnych myśli.

tańczę na krawędzi świata.
a myślałam, że z tego wyszłam.


bezsensowne myśli, sześćset i w dół, w dół, w dół.
do zera, do nicości, czuję się piękna, kiedy znikam.
może w końcu zniknę?
ale dusza, dusza istnieje, dusza waży, dusza.

na sekundę zmrużam oczy, czuję twój oddech na szyi, ale przecież ciebie ze mną nie ma?
to ona, ona, nieogarnięta, złośliwa panna.

nazwijmy ją... louise.
tak, to ona, to do niej pasuje.

a więc panno louise.
panno louise.
znowu panna przyszła, a tak dawno panienki tutaj nie było, niemalże zdążyłam zapomnieć, ale nie!
panienka powróciła.

dobrze pamiętam tamten czas gdy poezją były moje nogi.
(całkiem, całkiem gołe nogi)

no dobrze, spotkałyśmy się.
i czego ode mnie panna oczekuje?
może wpierw przejdziemy na ty, nie bądźmy takie oficjalne przecież to już ponad dwa lata jak się znamy; jestem w stanie oddać tobie trzy życia i trzy śmierci moje, ale przecież ty nie chcesz.
tobie wystarczy władza, moja droga louise.

i co?!
masz tę władzę, zaciągasz mnie do kibla, zmuszasz do gwałtu, gwałtu na wartościach, na uczuciach, zmuszasz do płaczu, po co, po co, po co?!
dlaczego przychodzisz wtedy, gdy nie mogę znaleźć pomocy?
dlaczego muszę cię słuchać?!

ucieka mi krew, uciekają mi marzenia, znowu powraca schizofreniczna myśl, urojone pragnienie, tylko jedno, takie prawdziwe, ale jednak nierealne, ale wydaje się takie łatwe, bliskie.

nie będę iść z tobą na wojnę louise.
przecież jesteś częścią mojego życia, częścią mnie, kocham cię louise.
przypominasz mi o mnie, zapominam o świecie, gubię altruistyczne pierdoły.

louise, louise!
tak bardzo tęskniłam!

robi się tak bardzo, bardzo fioletowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

archiwum.