strach mnie sparaliżował.
nie potrafię się ruszyć. siedzę z laptopem i nie umiem wydać z siebie dźwięku, linie na ekranie zaczynają dziwnie falować i tracą swoją płynność.
jeszcze dwa dni temu siedziałam na plaży. w powietrzu unosił się delikatny, niewyczuwalny pył, chyba delikatne okruchy piasku. rozszczepiał światło, wszystko się mieniło, powietrze pływało, skrzyło się blaskiem i przez moment wydawało mi się, że to tylko w mojej głowie, ale potem powiedziałeś, że też to widzisz. może uczucia to nie są niebieskie nitki, a właśnie skrzący się pył, który wzbija się w powietrze, gdy niczego nie oczekujemy, gdy jesteśmy przy sobie bezpieczni i spokojni. chyba tak właśnie było i jest. żaden pył, tylko miłość. jakkolwiek tanio to brzmi, mam cholerną potrzebę w to wierzyć.
powinnam też mieć potrzebę ruszenia się na rozmowę o pracę, którą mam za półtorej godziny, ale z tym jakoś ciężej mi pójdzie.
poniedziałek, 14 września 2015
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
archiwum.
-
►
2017
(19)
- ► października (1)
-
►
2016
(14)
- ► października (1)
-
►
2014
(79)
- ► października (8)
-
►
2013
(82)
- ► października (4)
-
►
2012
(40)
- ► października (4)
-
►
2011
(85)
- ► października (3)
fajny blog :) Pozdrawiam obs
OdpowiedzUsuń