niedziela, 7 kwietnia 2013

the air smells like oranges.

przegięłam trochę w tym tygodniu, w pogoni na normalnością zaczęłam nieco przeginać.
dzisiaj jest wieczór spokoju i powracania do tego, co jest dla mnie dobre.
zaczęłam od wyniesienia śmieci. prosta czynność, ale zmuszenie się do przejścia na drugą stronę podwórka graniczyło z cudem. udało się, odczuwam coś w rodzaju dumy i satysfakcji.

serce mi trochę wariuje, nie do końca rozpracowałam swoją sytuację uczuciową, pojawiło się trochę dziwnych czynników. to ten okres po zakończeniu dłuższego związku, po którym trochę odbija i nie do końca się kontroluje, co się robi. wypicie na tym etapie większej ilości alkoholu zwykle kończy się następnego dnia siermiężnym kacem moralnym.

w zasadzie to sytuacja jest całkiem zabawna. nie potrafię tak ostatecznie i do końca zamknąć poprzednią relację, przez co zamazuje mi się ogólny zarys tego, co dzieje się teraz.

ale... kogo to tak naprawdę obchodzi? czuję w powietrzu słońce, widzę jego promienie, które przysłaniają mi uczucia, dając możliwość normalnego funkcjonowania.
trochę mnie ostatni rok nauczył i przestałam traktować większość rzeczy w kategoriach problemów, teraz klasyfikuję je jako 'dość nieistotne, upierdliwe wydarzenia, których załatwienie zajmie mi góra godzinę'. to bardzo dobry system, umożliwia szczęśliwe funkcjonowanie, jednocześnie zapobiegając przesadnej bagatelizacji spraw, które naprawdę muszę załatwić.

wracam do sprzątania, trochę mi się mieszkanie zapuściło ostatnimi czasy.

1 komentarz:

  1. Siermiężny kac moralny.. Skąd ja to znam! Czytam i myślę: byłam w tym miejscu.
    Ulga, to za mną.. Utożsamiam się z tym co piszesz, mój poprzedni rok był chaotyczną sinusoidą. nikomu nie życzę tego, co sama przeżywałam w środku.
    Cieszę się, że mam to zarejestrowane na blogu, bo dzięki temu doceniam to, jak dobrze jest teraz. Mile na to patrzyć z tej perspektywy. Wszystko nas jakoś kształtuje.

    OdpowiedzUsuń

archiwum.