czwartek, 24 czerwca 2010

just take a walk.

wstaję.
biorę oddech.
jeden, drugi.
jakie to dziwne, tak dawno nie czułam powietrza.
gdzieś zniknęło, ulotniło się, umknęło mi.

dzień dobry pani powietrze.
miło panią spotkać, pobawimy się?
pani będzie uciekać, ja będę panią gonić, a oni będą mi panią zabierać.

a może chodzi o pana, panie tlen?

nie, pan nie istnieje, mam już swój tlen, mój tlen ma oczy koloru nieba, wie pani?

niech pani nie umiera, proszę, ja pani nie potrzebuję, ja mam mój tlen, ale są inni!
ta jedna działka niczego nie zmieni, po co, dlaczego, gdzie tak uciekasz?

daj spokój, odpuść.

proszę pani, proszę pani.

po co uciekać, ziemia jest płaska, ile tu procent duszy?

proszę pani, proszę pani.

wołajmy do tych starych bóstw, prośmy o przebaczenie, my, dzieci dekadencji, genetycznie spieprzone materiały na przyszłe pokolenie musimy zgubić resztki godności, iść na klęczkach w tamtą stronę






w tamtą stronę, z której płynie słodko-ostry zapach potu.


zapach cierpienia, miłości, zapach życia.





życia!!!





życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

archiwum.