czwartek, 5 grudnia 2024

there's no prize to perfection, only an end to pursuit.

czas przelatuje mi przez palce.
emocje też, tłumione sporadycznie xanaxem zapijanym winem. 
już od dawna mnie nic nie boli, jest tylko przerażająco pusto. w każdym dniu, w każdym momencie.
czasami jest też spokojnie, co doceniam i czczę, jakby spokój był moim nowym bożkiem. 
z dala od ludzi, z dala od dźwięków.
z dala od nierealnych marzeń, z dala od westchnień pożądania i okrzyków nadziei. 
tylko ja i cisza, ja i spokój, ja i moja rutyna, ja i moje paniczne przerażenie, że cokolwiek może się zmienić. 
a czuję, że powoli musi. że to już za długo w jednym miejscu i skoro całe życie uciekałam, to muszę uciekać dalej.
bo co, jeżeli za rogiem stoi gdzieś ta ekscytacja, te senne marzenia, ten idealizm, te jeszcze nie wyżarte przez codzienność uczucia i emocje.

to musi gdzieś tam być, wybrzmiewać harfą i gitarą, pachnieć lawendą i morzem, smakować gorzką pomarańczą i dojrzałym jabłkiem. 
muszę tylko zrobić jeden krok, żeby to odnaleźć. 
zawsze do przodu, tak jak kiedyś, tak jak... zawsze? 
nigdy nie oglądając się za siebie, zawsze w drodze. to droga sprawiała, że chciało się robić wszystko, to droga nie pozwolała na odpoczynek. 
to droga sprawiła, że w końcu musiałam usiąść na środku ścieżki i spojrzeć dookoła na dłuższą chwilę tak, by wszystko przestało być rozmazanym obrazem. przez moment było wspaniale, ale im dłużej wpatruję się w otoczenie tym bardziej wydaje mi się, że zaczyna ono gnić i znów chcę iść do przodu, by przez rozmazane krajobrazy nie dostrzegać tego, co sprawia, że się duszę. 

boję się tej drogi, ale jeszcze rok i nie będę w stanie tu oddychać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

archiwum.