niedziela, 10 października 2010

pictures crazy.

w poszukiwaniu inspiracji i samej siebie powróciłam do czytania książek oraz porządku w pokoju.
właściwie powróciłam też do 'tamtejszej' muzyki.
tej sprzed czterech lat, gdy jeszcze tak naprawdę nie rozumiałam wirtuozerii gitary, gdy liczyło się to, jak głośno ktoś gra. oczywiście domniemana świetność muzyki rosła wprost proporcjonalnie do natężenia bezsensownych uderzeń w struny elektryka.

właściwie to nie o tym miało być.
miało być o tym, że znowu się zmieniam, że przestaję gonić za szaleństwem, nieustanną zmiennością, przestaję uciekać przed stagnacją.

odnajduję siebie w spokoju, w tej lichej codzienności, którą tak kiedyś wyśmiewałam.
pewnie z nieodpartej tęsknoty.

znalazłam życie w delikatności lekko zaróżowionego nieba o świcie i niepachnących papierosami dłoniach.
spodobało mi się, tańczyłam po polach.
to takie dziwne: mieszkać w bloku, w osiedlu betonowych kloców, a jednocześnie widzieć z okna wschody słońca nad lasami i pola, pola czekające na zimę.
kiedyś były ogromne i rozległe, teraz miasto je zabija.
zabije je po kawałku: tutaj parę bloków typu niskiej zabudowy, tam sklep z materiałami budowlanymi, a w poprzek droga, aby ułatwiać połączenie.
lasów też już nie widać. najpierw odgrodzili je ode mnie obwodnicą, teraz budują centrum handlowe. ponoć tak dużego jeszcze na opolszczyźnie nie ma.
nic dziwnego, mamy dwa na krzyż, a trzecie jest po to, żeby ta mieścina, w której mieszkam, mogła godnie nosić nazwę miasta wojewódzkiego.

tak więc z pól i lasów nici.
przynajmniej wschodów słońca mi nie odbiorą: wszystkie gwiazdy wschodzą daleko, daleko na horyzoncie, wyłaniają się zza zamglonej linii lasów.

tylko gwiezdni ludzie stoją wiosną, latem i jesienią w oknie patrząc na ten cud.
widuję ich czasami w oknach.
małe pierwiastki blokowych społeczności.
uśmiechamy się do siebie przez gęstą mgłę, która rankiem opada między szarobure blokowiska, emanując różowawą poświatą wschodu.
zimą wszystko zamiera: wschody są puste, a gwiezdni ludzie wstają nieco później niż zwykle.
słońce śpi razem z nami, czeka na wiosnę, by pewnego dnia oślepić nas różowym blaskiem.

ostatnio ktoś zauważył, że zimą czasami widać ugwieżdżone niebo.
pojawia nas się coraz więcej, stoimy w oknach do późnej nocy.
w ciszy rozmawiamy z gwiazdami, mniej lub bardziej zdając sobie sprawę, że gawędzimy z Bogiem.

1 komentarz:

  1. Wystawiono analizę. Zachęcam do jej wyczerpującego skomentowania.

    Pozdrawiam!
    Iskra z Ceraty

    OdpowiedzUsuń

archiwum.